Liczne opinie polskich i rosyjskich ekspertów nie stwierdziły śladów materiałów wybuchowych we wraku Tu-154M; także inne dowody nie pozwalają na przypuszczenia, aby doszło do wybuchu - twierdzi naczelny prokurator wojskowy płk Jerzy Artymiak.

Reklama

Prokuratorzy wojskowi udzielają sejmowej komisji sprawiedliwości informacji na temat domniemanych śladów trotylu na wraku Tu-154M, który rozbił się w Smoleńsku w 2010 r.

Artymiak przypomniał, że rosyjskie badania z kwietnia 2010 r. nie wykazały śladów materiałów wybuchowych na wraku. Także polscy eksperci wojskowi-chemicy ich nie stwierdzili. Również inne ekspertyzy nie stwierdziły wybuchu na pokładzie. Takich śladów nie ma też na ciałach ofiar. Artymiak powołał się też na sprawdzenie pirotechniczne samolotu przed jego wylotem.

W końcu października "Rzeczpospolita" napisała, że śledczy znaleźli na wraku w Smoleńsku ślady trotylu i nitrogliceryny. Prokuratura wojskowa zaprzeczyła tym doniesieniom. Zaznaczyła, że znalezione ślady - podczas pobytu biegłych w Smoleńsku - mogą oznaczać obecność tzw. substancji wysokoenergetycznych. Jak wtedy wyjaśniał szef warszawskiej WPO płk Ireneusz Szeląg, urządzenia wykorzystywane w Smoleńsku mogą w taki sam sposób sygnalizować obecność materiału wybuchowego, jak i innych związków np. pestycydów, rozpuszczalników i kosmetyków.

Próbki pobrane z wraku Tu-154M oraz miejsca katastrofy smoleńskiej przetransportowano po południu do Polski. Polski prokurator odebrał te próbki we wtorek w Moskwie. Trafią one teraz do Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji w Warszawie. Według szacunków ich badania mogą potrwać od kilku miesięcy do pół roku.