Nic nie wskazywało na zamach, bo to można by sobie wyobrazić, gdyby samolot rozsypał się w powietrzu, na większej wysokości i szczątki byłyby na przestrzeni kilku kilometrów. A one były w jednym miejscu, na przestrzeni kilkuset metrów - tłumaczył Klich.

Reklama

Zadałbym pytanie panu Macierewiczowi: co spowodowało, że samolot tak bardzo się zniżył? - mówił Klich. - Ja nie znam w historii lotnictwa żadnego zamachu, kiedy samolot rozpadał się na 10 czy 15 metrach. Kiedy są zamachy, samolot rozpada się w powietrzu. Choć to nie musi być od razu zamach, bo w naszym lotnictwie mieliśmy taką historię, że samolot rozpadł się w powietrzu bo wszedł w chmurę burzową - skomentował tezę Antoniego Macierewicza, który twierdzi, że Tu 154M rozpadał się a przyczyną była seria wybuchów.

Według Klicha pewne jest, że samolot uderzył w brzozę. - Wcześniej ściął jeszcze czubek innej brzozy. To jest oczywiste. Samolot ścinał wiele drzew i konarów, ale już się obracał, bo stracił część skrzydła i sterowanie nim nie było już możliwe - mówił "Gość Radia ZET".

Były przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych uważa, że brzoza mogła obciąć skrzydło Tupolewa. - Tupolew uderzył w brzozę dlatego, że był za nisko. Naruszone zostały procedury podejścia i naruszona została minimalna wysokość decyzji - wyjaśniał Klich.

Te błędy wynikały z niedoszkolenia pilotów. Na takie lądowanie poniżej warunków minimalnych nie zwracano wcześniej uwagi, nie rozliczano tego i nie robiono z tego poważnych incydentów. Dalej: ten pułk nie miał odpowiednich zasobów. Doświadczeni piloci odchodzili, a zadania były nakładane te same. Tam nie było komu wykonać tego lotu, nikt nie miał pełnych uprawnień - opisywał sytuację w 36. specpułku.

Jednak według Klicha Rosjanie podawali nieprecyzyjne dane o kursie i ścieżce. - Piloci powinni odpowiadać wysokością, wtedy kontroler by sobie te dane uściślił. Gdyby podawali dobre dane, to być może załoga obudziłaby się z tego tunelowego działania i coś zmieniła – stwierdził Klich

Były akredytowany Polski przy MAK uważa, że samolot w ogóle nie powinien wylecieć z Warszawy. - Nie było warunków do lądowania na lotnisku. A przepisy HEAD-owskie określają, że nie może samolot startować jeśli na lotnisku lądowania nie ma odpowiednich warunków pogodowych. 15 minut wcześniej lądował już JAK-40 i moim zdaniem wiedziała o tej złej pogodzie. I nie wiem dlaczego startowali. Ja myślę, że prokuratura wyjaśni wszystkie szczegóły i całe zajście, które miało miejsce na lotnisku, bo o ile wiem są na to odpowiednie dowody - powiedział Klich.

To generał Błasik osobiście meldował prezydentowi, że samolot jest gotowy do lotu, czyli również bezpieczny. Służby mają obowiązek sprawdzenia samolotu przed lotem - mówił Klich. Nie chciał się jednak odnieść się do tezy o możliwości zamontowania na pokładzie Tupolewa ładunków wybuchowych w czasie remontu w Rosji. - To nie do mnie pytanie. Lepiej by na to pytanie odpowiedzieli specjaliści BOR - stwierdził.