Dorota Kalinowska: Wczoraj "Kapitan bez kompasu", dziś "Gwiazda gaśnie” - tak o Donaldzie Tusku pisze teraz niemiecka prasa. Dlaczego bije w polskiego premiera jak w bęben?
Wojciech Jabłoński: To nie tyle kwestia gazet niemieckich - jak w tym przypadku - ale ogólnej przypadłości prasy. Ta sprowadza się do prostej zasady: Dziennikarze nie lubią polityków słabych.
Tyle, że do tej pory niemiecka prasa - by trzymać się faktów - szefa PO chwaliła?
Ale powyborczy romans prasy z wygraną partią i jej liderem już się skończył - wszystko na to wskazuje.
Co jest tego bezpośrednią przyczyną?
Tej nie sposób wskazać. To prosta konsekwencja kryzysu i bilansu rządów - nie rozwiązano problemów, które obiecano rozwiązać, Polska nie ma realnych wyników. To wszystko sprawia, że teraz Donald Tusk jest postrzegany w Europie jako tylko i aż polski premier. Był lansowany na gwiazdę, tymczasem okazało się, że góra urodziła mysz.
Wydaje się, że w przypadku Platformy Obywatelskiej i Donalda Tuska romans prasy i polityki trwał wyjątkowo długo…
... bo od 2007 roku, podczas gdy średnio to około sześciu miesięcy od wygranych wyborach. Tyle potrzeba by czas zachwytu i uwielbienia dla zwycięzcy przeszedł przez rozczarowanie, zniechęcenie, aż do nienawiści, co doskonale pokazuje choćby przykład Obamy. Po pierwszych wygranych wyborach prezydenckich mówiliśmy przecież nawet o obamomani.
Koniec tuskomani? To z tym mamy w takim razie teraz do czynienia?
Tak, przy czym nie działo się to gwałtownie, tak od razu. Wcześniej mieliśmy m.in. reformę wieku emerytalnego, podniesienia VAT czy zwiększenia liczby fotoradarów, które już powodowały niezadowolenie społeczne. Potem był okres milczenia przez rok, gdzie - jak zauważyli dziennikarze niemieccy - Tusk unikał dużych wywiadów, spowiadania się przed prasą, z wyjątkiem programów telewizji publicznej, gdzie nikt mu nie przerywał. To wszystko pokazuje, że koniec tuskomani następował na raty. Teraz jest już jawna niechęć - czara goryczy się przelała.
Na spadek popularności Tuska zagranicą miała wpływ trwająca od miesiąca walka z Jarosławem Gowinem?
Raczej nie. Fakt, że frekwencja w wyborach na szefa PO była niska, a w ostatnich tygodniach dochodziło do ostrych spięć między nim a Jarosławem Gowinem miały znaczenie, ale nie na arenie międzynarodowej. Premier został osłabiony, to prawda, ale na własnym podwórku.
Pojawiają się także głosy, że Niemcy biją w Tuska, bo ten może ponownie ubiegać się o wysokie stanowisko w jednym z europejskich urzędów…
Nie przywiązywałbym uwagi do spiskowej teorii dziejów. O tym moglibyśmy mówić, gdyby Tusk faktycznie kandydował do Parlamentu Europejskiego. No chyba, żeby wiązać te artykuły z dążeniem do osłabienia Angeli Merkel w związku z jej spodziewanym zwycięstwem w walce o fotel kanclerza Niemiec. A Merkel i Tusk są ze sobą w bardzo dobrych stosunkach, co jest powszechnie wiadome.
Będzie w takim razie więcej nieprzychylnych artykułów w niemieckich mediach?
Bez wątpienia, bo w prasie jest nie tylko tendencja do okazywania miłości i nienawiści odpowiednio silnym i słabym politykom, ale też powtarzania określonych tez. Do tego, co podnosiły silniejsze redakcje odniosą się teraz te mniejsze i inni obserwatorzy życia politycznego. Nie wróżyłbym więc Tuskowi, ze nagle po tych publikacjach odezwie się znaczący publicysta niemiecki z tekstem pochwalnym. I to w czasach, kiedy nawet współpracownicy Tuska maja trudności. Przecież Niemcy za nich nie udowodnia, że jest inaczej.
Inne zagraniczne media pójdą w ślady Niemiec?
Tak. I spodziewam się w pierwszej kolejności głosów krytyki od tych najsilniejszych, czyli prasy francuskiej i brytyjskiej. Może pojawią się jakieś neutralne komentarze w prasie fińskiej lub portugalskiej, ale na zasadzie opisywania tak egzotycznego kraju jak Polska, z ich punktu widzenia.
A jak szybko rosnąć będzie teraz koalicja niezadowolonych z premiera?
Tego nie sposób powiedzieć. Ale im bardziej będzie zwalniała polska gospodarka i im bliżej będzie do kolejnych wyborów, tym więcej będzie głosów negatywnych. Trzeba też pamiętać, że kiedy romans prasy i polityki się kończy, to już na zawsze. Nie ma od tego trendu odwrotu.