Jarosław Kaczyński dodał, że żadne państwo nie nadrobiło różnicy między zacofaniem, a wysokim rozwojem, inaczej, niż mając własny, mocny ośrodek dyspozycyjny. My nie możemy pozbywać się tych uprawnień, które pozwalają nam kierować własną polityką gospodarczą. A jest taka silna tendencja i pakt fiskalny jest tego dowodem, żeby w tym kierunku iść. Ja chcę to zdecydowanie zablokować - mówił prezes PiS.
Jarosław Kaczyński dodał, że Polska musi weryfikować prawo unijne poprzez odniesienie do polskiego interesu narodowego. Zwrócił uwagę, że kiedy leżało to w interesie Niemiec, Francji czy Wielkiej Brytanii, to okazało się, że prawo unijne nie obowiązuje. Że można dopłacać bankom olbrzymie sumy, a przecież to całkowicie sprzeczne z prawem unijnym. To dlaczego oni mogą, a my nie - mówił prezes PiS. Podkreślił, że chce, aby Polska była równoprawnym krajem i mogła się szybko rozwijać.
Komentarze (37)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarsze-- Pluralizm po europejsku oznacza swobodę głoszenia wszystkich poglądów, z wyjątkiem krytycznych wobec UE.
-- Praworządny jest legislacyjny „skok" na prywatne oszczędności obywateli cypryjskich dla ratowania spekulujących banków.
-- Za dyskryminujące uważa się małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny czy noszenie krzyżyka na szyi w publicznym miejscu.
-- Bycie solidarnym oznacza konieczność rezygnacji z wielu suwerennych praw, a równość to małe dotacje dla rolników z Polski i olbrzymie dla Francuzów oraz Niemców.
-- Demokracja z kolei pozwala na tworzenie prawa unijnego przez wcale niedemokratycznie ustanawianą Radę (składa się przecież z członków rządów krajowych, a więc przedstawicieli władzy wykonawczej, co godzi w serce monteskiuszowskiego trójpodziału władz).
-- A nad procesem prawotwórczym czuwa w Unii inny „niezawisły i demokratyczny" organ - Trybunał Sprawiedliwości, do którego zamiast w drodze wyborów, powołuje się osoby desygnowane przez rządy państw członkowskich. Bliska znajomość z premierem lub prezydentem to zaiste najlepsza legitymizacja dla sędziego.
Jak do tego doszło?
Otóż od końca lat 70. XX w. Unia Europejska przestała być tradycyjną organizacją międzynarodową. W tym okresie struktury władzy integracyjnej zostały opanowane przez lewicę i liberałów wszelkiej maści, czyli przez masonerię.
Wtedy też rozpoczął się proces przedefiniowania tradycyjnych wartości cywilizacyjnych i tworzenia nowego produktu - „obywatela europejskiego".
Aby te zmiany zamaskować, klasycznym pojęciom zaczęto nadawać nową treść. Na koniec uderzono w podstawy - zanegowano państwowość jako fundament życia politycznego, co ostatecznie potwierdziło wyeliminowanie w traktacie lizbońskim (2007) zapisu o poszanowaniu tożsamości narodowej państw członkowskich z katalogu wartości, jakimi kieruje się Unia.
Z projektu gospodarczego, wspólnotowej strefy czterech wolności (wolnego przepływu towarów, usług, ludzi i kapitału) staje się scentralizowanym opresyjnym superpaństwem.
Na dodatek będzie państwem nieudolnym (z olbrzymim bezrobociem wśród młodzieży), podzielonym na zubożałe południe i bogacącą się północ.
Jego spoiwem nie będzie też wspólny interes polityczny. Ten bowiem nie istnieje. Unię rozrywają egoizmy, a kosztem wszystkich forsowany jest interes najsilniejszego, czyli dziś przede wszystkim Niemiec.
Zamiast sukcesu łączyć ma wszystkich lewicowo-liberalna ideologia, która główny nacisk kłaść będzie nie na promowanie konkretnych wartości, lecz na walkę z tradycją cywilizacyjną Zachodu.
Oto największy paradoks. Integracja europejska zaprzecza swoim chrześcijańskim fundamentom, reprezentowanym przez ojców założycieli, a zamienia się w organizację, która na swoich sztandarach nieść będzie hasło nihilizmu.
Viktor Orban od samego początku szarpał smycz finansową i światopoglądową.
Zaczął od zapowiedzi odzyskania „gospodarczej suwerenności". Odmówił negocjacji z Międzynarodowym Funduszem Walutowym w sprawie sposobu, w jaki państwo ma zarządzać swoją gospodarką.
Zażądał zmniejszenia odsetek od kredytów zaciągniętych przez jego postkomunistycznych poprzedników.
Poprzez zmiany ustawowe zwiększył wpływ parlamentu na Narodowy Bank Centralny i Radę Polityki Pieniężnej, a także obniżył wiek emerytalny sędziów, czyszcząc wymiar sprawiedliwości z pogrobowców komunizmu.
Węgierski parlament dokonał zmiany konstytucji. Nowe przepisy m.in. ograniczyły kompetencje Trybunału Konstytucyjnego, który z premedytacją blokował rządowe reformy, jak również przyznały parlamentowi prawo do decydowania, które organizacje wyznaniowe zostaną uznane za Kościoły, oraz zakazały prowadzenia kampanii przedwyborczej w mediach komercyjnych. W konstytucji zapisano też, że małżeństwo to związek kobiety i mężczyzny.
Broniąc dziś Węgier, bronimy także podstawowych wartości procesu integracji, a jednocześnie swojej przyszłości.
Docelowy kształt integracji europejskiej wyłaniał się z kolejnych traktatów europejskich, od Maastricht aż po Lizbonę, ale dopiero narzucenie krajom europejskim paktu fiskalnego przez Niemcy stało się kropką nad "i", po której już nic wyjaśniać nie trzeba.
Biedniejsze kraje Unii nie tylko nigdy nie nadgonią dystansu, jaki dzieli je od zamożnych, przede wszystkim Niemiec, ale z roku na rok będą zostawać coraz bardziej w tyle pod względem rozwoju gospodarczego i poziomu życia. Grecja, w której nieco przyspieszono ten program z powodu bankructwa, jest tego dobitnym dowodem.
Przywódcy, którzy będą pokornie wypełniać polecenia z Berlina, w nagrodę otrzymają fundusze europejskie, aby mieli czym karmić polityczne zaplecze i zapewnić sobie trwanie u władzy. Kto będzie się buntował, jak Węgrzy, nie zobaczy pieniędzy.
Permanentny kryzys systemu polityczno-urzędniczego o nazwie Unia Europejska przypomina walkę o przetrwanie, w której liczą się tylko najsilniejsi. Nikt już nawet nie protestuje, gdy najważniejsze decyzje są obecnie podejmowane w UE w nielegalnym (z punktu widzenia obowiązujących traktatów) trybie dwustronnych spotkań szefa państwa francuskiego i niemieckiej kanclerz. Unią nie rządzą już Herman Van Rompuy ani José Manuel Barroso. Unią rządzi "Merkozy".
W zamian za rosyjskie i chińskie wsparcie finansowe UE gotowa jest oddać część swojej niezależności ekonomicznej i energetycznej. Europejscy liderzy nie potrafią od dwóch lat wydobyć z zapaści finansowej małego państwa, jakim jest Grecja. Organizacja międzynarodowa o nazwie Unia Europejska jest najwyraźniej niezdolna do zarządzania obecnym kryzysem, nie potrafi nakreślić jakiejkolwiek konkretnej drogi i perspektywy czasowej wyjścia z tegoż kryzysu. Nie ma przecież żadnej mapy drogowej wychodzenia z zapaści finansowej, nie padają żadne terminy. UE działa doraźnie: od kryzysu do kryzysu.
Wszystko to dzieje się w sytuacji, gdy wbrew zapewnieniom przywódców UE obecnie wcale nie mamy do czynienia z kryzysem ogólnoświatowym. To nieprawda, że dotknął on całyą świat. Gospodarka większości krajów globu rozwija się dynamicznie. Jedynie przywódcy UE i USA od trzech lat bezsilnie załamują ręce nad "światowym kryzysem".
Były komisarz unijny Gunter Verheugen obliczył, że firmy europejskie tracą każdego roku około 130 mld euro na sprawozdawczości przestrzegania przepisów unijnych, które są zbędne i można w każdej chwili je zlikwidować (wymiary krzywizny banana, kiedy należy zaliczyć skorupiaka do ryb itp.).
Podczas gdy w Chinach likwiduje się kolejne bariery dawnej komunistycznej gospodarki nakazowej, dzięki czemu wytwarza się coraz tańsze towary, w UE od wielu lat "produkuje się" nowe normy i przepisy, które zwiększają koszty produkcji.
Do znudzenia powtarzane hasło Tuska, że lekarstwem na kryzys będzie "więcej Europy", przypomina raczej zaklęcie politycznego szamana niż realistyczną wizję rozwiązania problemu.
Nowe kraje członkowskie są drenowane finansowo i politycznie. Polska nie miała praktycznie nic do powiedzenia w najważniejszych decyzjach UE, mimo formalnej rezydencji w Unii. Polski minister był wypraszany ze spotkań strefy euro, nawet jako obserwator.
W sprawie projektu budżetu UE oddaliśmy interes rolników zarówno polskich, jak i wschodnioeuropejskich bez najmniejszego sprzeciwu. Na koniec wreszcie polski minister poprosił w Berlinie niemiecką kanclerz, aby poprowadziła Unię w kierunku przez siebie wybranym.
Został wprowadzony w życie model zarysowany w 2001 roku przez prezydenta Jacques´a Chiraca dla Europy Wschodniej. Wówczas w Paryżu kazano nowym członkom NATO i przyszłym członkom UE milczeć i nie przegapiać okazji do milczenia.
Teraz nie tylko milczymy, lecz także sami prosimy prezydenta Merkel-Sarkozy´ego, aby wskazywał nam świetlaną przyszłość, którą mają podążać kraje Europy peryferyjnej, niezdolne do prowadzenia własnej polityki. Finansowym symbolem tego drenażu peryferii jest transfer finansów krajów uboższych na rzecz bogatszych.
Polski rząd poparł bez żadnych warunków i komentarzy transfer 6 mld euro z Polski na rzecz funduszu wspomagającego strefę euro poprzez Międzynarodowy Fundusz Walutowy, na czele którego stoi Francuzka Christine Lagarde - była minister finansów w rządzie Sarkozy'.
Kraje posiadające waluty narodowe szybciej dostosowały się w UE do obecnego kryzysu niż kraje strefy euro. Dziesięć lat po powstaniu strefy euro państwa, które do niej nie przystąpiły, mają się lepiej w sferze finansów publicznych i samodzielnie szukają dróg wyjścia z kryzysu niż te, które przyjęły wspólną walutę. Nawet skrajnie uległy wobec Brukseli obecny rząd w Polsce zaprzestał mówienia o dacie wejścia Polski do strefy euro.
W samym tylko samorządzie miasta Warszawy rocznie wydaje się okrągły miliard złotych na armię urzędników. W skali całego państwa są to dziesiątki miliardów. W Unii Europejskiej jest niestety podobnie. Być może dlatego właśnie cały postpeerelowski aparat urzędniczy tak ochoczo popierał wejście Polski do UE. Postulatem jest więc redukcja aparatu urzędniczego i redukcja aktów legislacyjnych zaśmiecających prawo iduszących europejską gospodarkę.
System ekonomiczny oparty na nadmiernych regulacjach zabija wolność, a w dłuższej perspektywie bogactwo. Komunizm jest tego najbardziej smutnym przykładem. Poprzez chęć regulowania wszystkiego - od chwili kupna surowca, aż po zużycie gazów cieplarnianych w czasie jego obróbki - UE zaczyna coraz bardziej przypominać kraje starego sowieckiego Sojuzu.
Noblista Milton Friedman w 2000 roku przewidywał upadek strefy euro po 10 latach. Niewiele się pomylił. Polaków nie złamał komunizm, nie powinien więc złamać ideologiczny europeizm. Słowacy już dziś mają dosyć strefy euro. Niemcy żałują utraty swojej marki. Brytyjczycy będą bronić funta jak niepodległości. Przy obecnym kryzysie finansów europejskich dobrze już teraz przypomnieć, że naprawa finansów II RP zaczęła się od naprawy waluty i ustanowienia złotówki w 1924 roku.
Kryzys zadłużenia nie powstał dlatego, że ktoś okłamał niemieckich bankierów, ale dlatego że Europa skonstruowana jest na wielkiej nierównowadze handlowej. Problem Unii jest prosty. UE to strefa wolnego handlu, w której jedno państwo - Niemcy - jest drugim największym eksporterem na świecie, przez co zalewa pozostałe kraje swoimi produktami. To oznacza, że państwa wokół Niemiec nie mogą rozwijać się normalnie, bo zawsze będą miały negatywny bilans handlowy z nimi. Ta współzależność jest niemożliwa do powstrzymania. Strategią Niemców przez ostatnie dekady było zalanie Europy kredytem i pożyczkami, aby inne kraje mogły kupować niemieckie dobra.
DO TEGO JESCZE PALIKOT I TUSK CIĄGLE NA WEEKENDY LATAJĄ SAMOLOTAMI NA KOSZT PAŃSTWA.
TYLKO NIESIOŁOWSKI NIE MA WŁASNEGO JAGUARA I MUSI GO POŻYCZAĆ OD URBANA.
Co zrobic, zeby Polacy zarabiali wiecej? Podniesc place minimalna! Umieram ze smiechu
Czyli sprowadzic wszystkie place do minimalnej.
"Kanada" i "panstwo narodowe" w jednym zdaniu??? Trzeba byc
idiota albo pacjentem zakladu dla psychicznie chorych zeby cos takiego wymyslec.
Wałęsa o Kaczyńskich: nie byli tacy odważni, ukrywali się nawet przed sobą
Czym bliżej było zwycięstwa, tym bliżej byli Kaczyńscy,
im dalej tym ich nie było. Oni nie byli tacy odważni.
Pan Prezes jak zwykle: puścił bąka w towarzystwie i udaje, że nic się nie stało"
Niema Zony i Dzieci a chce pro rodzinna polityke prowadzic, I.T.D. bez konca
Co ci nie pasuje geju ?
durnyś pariasie europejski.
W zeszłym tygodniu Komisja Europejska rozpoczęła przeciwko Węgrom postępowanie w sprawie naruszenia procedur unijnych, ponieważ Budapeszt nie wprowadził nowych zasad bezpieczeństwa morskiego na swoich statkach.
wPolityce.pl
Niemieckie stocznie pieknie funkcjonują po zastrzykach od Merkel - nasze - zamknięte, bo tak kazała Tuskowi Unia.