Dorota Kalinowska: "Partia traci posła. Janusz Dzięcioł żegna się z Platformą" - taką informację podały media.

Janusz Dzięcioł: Ale ja wcale nie chcę odejść z PO. Idę po prostu do wyborów samorządowych. Problem polega na tym, że w Grudziądzu, w którym mieszkam, prezydent jest z ramienia PO i będzie dalej przez ten klub popierany. A skoro chcę przejąć władzę w mieście, to trudno, żebym dalej był platformistą. To się ze sobą kłóci.

Reklama

Ale może być też odczytane jako jawne wystąpienia przeciwko PO?

Nie występuję przeciwko PO. Występuję przeciwko temu, co się dzieje w Grudziądzu. Zadłużenie miasta i zapominanie o jego mieszkańcach - to są sytuacje, na które się nie zgadzam.

I podkłada Pan nogę koledze z PO?

Mój układ z grudziądzką Platformą od początku nie wyglądał najlepiej. Robiliśmy spotkania z prezydentem, bo chcieliśmy brać udział, w tym, jak on będzie tym miastem rządził. Nie chciał się na taki układ zgodzić. Powołał własne koło.

Nie mam teraz żadnych zobowiązań wobec prezydenta, a chcę miasto zmieniać.

W tak radykalny sposób. Bo jak dojdzie do wyborów, to będzie kandydat popierany przez PO...

Reklama

… i Janusz Dzięcioł, popierany przez komitet obywatelski.

Jakby nie było kandydat PO kontra były poseł PO.

Chciałaby Pani, żeby powiedział, że nienawidzę Platformy i będę ją deptał. Nie tak nie jest! Nie zgadzam się po prostu, z tym, co się dzieje w Grudziądzu. A jeśli PO nie chce mi pomoc, to próbuję to zmienić sam i szukam ludzi, którzy mi w tym pomogą.

Ryzykuje bardzo wiele, bo jeśli przegram, to nie mam powrotu do PO, a moja polityczna kariera może zawisnąć na włosku. A skoro jestem tak zdeterminowany, to muszę mieć bardzo ważne powody.

Jakie?

Plotka mówi, że szpital grudziądzki zadłużony jest na 200 do 500 mln zł, ale nikt nie chce tego potwierdzić. Skoro nie możemy się tego dowiedzieć, to jedynym sposobem jest przejęcie władzy i zobaczenie, ile tego jest. To, że szpital jest zadłużony, to fakt oczywisty. Pracownikom zabiera się pensje - pielęgniarkom odjęto od pensji około 10 proc., a lekarzom - 15 proc. Ktoś za to musi odpowiadać.

To jedyny powód?

Absolutnie nie. Od sześciu lat jest strefa inwestycyjna, w której nic się nie dzieje. Kolejna sprawa: sprzedaż mieszkań razem z mieszkańcami. Tymczasem na drugi dzień nowy właściciel przychodzi z trzykrotnym czynszem. Ba, ludzie, którzy nie chcą być w ten sposób traktowani, idą na spotkanie z prezydentem, na które on w ogóle nie przychodzi. Nie zgadzam się!

Ogłasza Pan swoją decyzję, kiedy wszyscy żyją referendum w Warszawie. Dlatego akurat teraz?

Z mojego niedoświadczenia to zrobiłem. Podszedł do mnie dziennikarz i się wygadałem. Teraz nie ma sensu się krygować, że będzie inaczej. Planowałem to ogłosić później.

Później, czyli kiedy?

Po Nowym Roku. Chciałem zrobić porządną konferencję prasową. Dziennikarz był jednak sprytniejsze ode mnie.

Konsekwencji ze strony PO się Pan nie boi?

Skąd. Zostając posłem, starałem się być posłem Grudziądza, a nie posłem PO. Zresztą moje miejsce na listach wyborczych też o tym, świadczy - startowałem z ostatniego. Poza tym, od projektów jestem odsuwany od sześciu lat. Mimo, że pomogłem prezydentowi zdobyć pieniądze na trasę średnicową, to ten sam prezydent nawet nie pomyślał, żeby mnie zaprosić na jej otwarcie.