Kamiński wyjaśnił, że zawiadomienie, złożone przez przewodniczącego klubu radnych PiS, dotyczy niewywiązywania się przez prezydent Warszawy z obowiązków dotyczących organizacji referendum. Nie wykluczył zawiadomienia o sprawie Rady Europy. Ale były szef PiS przyznał, że analizowane jest również, czy premier Donald Tusk mógł dopuścić się do złamania artykułu 250 Kodeksu karnego poprzez to, że apelował o niewzięcie udziału w głosowaniu.
>>> Wipler: Będziemy zachęcali do składania protestów
- Listy wyborców, którzy wzięli udział w referendum, są przekazywane władzom miasta. Urzędnicy stanęli więc przed dylematem, czy brać udział w referendum - stwierdził Kamiński. Dodał, że akt głosowania sytuował urzędnika jako przeciwnika rządu i prezydenta Warszawy. - To był czynnik decydujący - podsumował, mówiąc o wpływie tej sytuacji na frekwencję referendalną.
W czasie konferencji prasowej, w której udział wziął również Jarosław Kaczyński, szef PiS stwierdził, że gdyby nie zaangażowanie jego partii, frekwencja byłaby jeszcze niższa. - Na tych najlepiej wykształconych przekaz z literą "W" na pewno działał pozytywnie - powiedział Jarosław Kaczyński.
>>> Czytaj więcej o wynikach referendum w Warszawie
Pytany, czy potwierdziły się informacje o obecności na listach wyborczych osób zmarłych, Mariusz Kamiński przyznał, że wciąż docierają tego rodzaju sygnały. Podał przykład wdowy, która zadzwoniła z informacją o nazwisku osoby nieżyjącej, które znalazło się na liście we wskazanej przez nią komisji wyborczej. Przyznał jednak, że te nieprawidłowości nie miały prawdopodobnie wiążącego wpływu na wynik.
Jarosław Kaczyński przyznał również, że oczekuje ukarania "Gazety Wyborczej" za jej sobotnią publikację. - Powinna za coś takiego zapłacić takie odszkodowanie, które zachwiałoby jej sytuacją finansową - stwierdził. Jako dziwną określił również zwłokę Państwowej Komisji Wyborczej w podaniu wyników referendum.