Lider Nowej Prawicy precyzuje, że taki scenariusz byłby możliwy, jeśli PiS i PO osiągną zbliżone wyniki i żadna z tych partii nie może stworzyć większości. - Żeby uniknąć kolejnych wyborów, mógłbym się zgodzić na wejście do koalicji - mówi Janusz Korwin-Mikke.

Reklama

Czy zostałby wicepremierem w rządzie Kaczyńskiego?

- Jeśli bez teki, to tak. Nie ponosiłbym wtedy odpowiedzialności za działania rządu, to mój warunek - dodaje.

Ale politycy PiS w rozmowie z "Newsweekiem" komentują to tak: - Jarosław ogra go w pięć minut. Dzień po wyborach oświadczy, że zaprasza KNP do koalicji, ale bez Korwina. Zaproponuje kilka wiceministerialnych stanowisk i rozbije mu klub. Jego posłowie będą wygłodniali i nie sądzę, by trzeba było ich długo namawiać. JKM nie będzie miał wyjścia. Albo pogodzi się z rozłamem w klubie, albo będzie musiał ugiąć się pod żądaniami posłów i zawiąże z nami normalną koalicję. Tak czy inaczej, zostanie wycyckany.

Korwin-Mikke zapytany czy nie boi się, ze Kaczyński wystrychnie go na dudka odpowiada:

- Jeśli taki jest jego cel, to trudno. Nasze stanowisko będzie niezmienne. Nie chcemy wchodzić do rządu, tylko przepchnąć nasze ustawy.

Wcześniej stwierdza, jednak że "jeśli politycy PiS naprawdę tak mówią, to znaczy, że jest to banda sukinsynów, która chce wszystkich zgnoić, przekupić, zdemoralizować".