Mieszkańcy Monrovii twierdzą, że oddziały objęte kwarantanną to śmiertelna pułapka. Dlatego też chwytają się najbardziej desperackich metod, by uniknąć zesłania do szpitali. Gdy tylko ktoś umrze na wirusa eboli, jego rodzina wyrzuca ciało na ulicę - pisze brytyjski "Daily Mail". Władze ostrzegają jednak, że to tylko przyspiesza rozwój epidemii.
Władze zdecydowały też, że nie będą chować ciał ofiar eboli - zwłoki zarażonych ludzi będą palone. Okazało się bowiem, że tradycja wymaga, by każdy z uczestników pogrzebu dotknął ciała zmarłego - a to prowadziło do kolejnych zarażeń.
Tymczasem do akcji wkracza liberyjskie wojsko. Żołnierze dostali rozkazy, by otoczyć i odizolować od świata każde miasteczko, w którym wykryto wirusa. Władze liczą, że w ten sposób powstrzymają rozprzestrzenianie się epidemii.
CZYTAJ TAKŻE: Ulotki i zakurzone izolatki. Czy Polska gotowa jest na ebolę?>>>