W USA przedsiębiorcy to jedna z najbardziej zaangażowanych politycznie grup społecznych – tak pokazują badania amerykańskiej National Small Business Association. 95 proc. ankietowanych przez nią właścicieli firm przekonuje, że głosuje regularnie w wyborach do ciał przedstawicielskich. Chętnie wspierają też finansowo kampanie wybranych kandydatów.
Choć amerykańscy przedsiębiorcy są podzieleni – republikanami określa się 39 proc., demokratami – 29 proc., a 22 proc. uważa się za niezależnych – niemal wszystkim zdarza się głosować niezgodnie z partyjną linią. Aż 82 proc. wyborców przyznało, że zdarzyło im się postawić krzyżyk przy nazwisku kandydata innej opcji, jeśli jego program bardziej mu odpowiadał.
Jednocześnie inne badanie, „State of Small Business”, pokazało, że przedsiębiorcy są już zmęczeni polityką. Tam, gdzie badacze zostawili miejsce na otwarte odpowiedzi, często pojawiały się komentarze dotyczące prezydenta Obamy („najgorszy prezydent od dziesięcioleci”), demokratów, jak również republikanów. Na pytanie: „Kto jest odpowiedzialny za polityczny impas”, 40 proc. respondentów odpowiedziało: „Oni wszyscy”.
Nic dziwnego, że amerykańscy przedsiębiorcy zaczynają szukać innej drogi. Nie trafiają do nich słowa Hillary Clinton, która zadeklarowała, że chce być kandydatką właścicieli małego biznesu, ani obietnice, że pod jej rządami firmę będzie i zakładało, i prowadziło się łatwiej. Najpopularniejszym z kandydatów na prezydenta USA jest wśród nich Donald Trump. Chce na niego głosować 39 proc. przedsiębiorców.
Reklama
Przedsiębiorcy są zmęczeni starym układem nie tylko w Stanach Zjednoczonych. Gdyby to oni mieli decydować, kto będzie rządził naszym krajem, tylko o włos wygrałaby rządząca przez ostatnie dwie kadencje Platforma Obywatelska. Jak wynika z sondażu IPSOS przeprowadzonego w dniu wyborów, w tej grupie wyborców na Platformę zagłosowałoby 28,8 proc. z nich. Choć surowy wynik może wydawać się niezły, tak naprawdę jest katastrofą. W 2011 r. na PO głosowało 48,9 proc. przedsiębiorców.

Od przyjaznego państwa...

Przedsiębiorcy są zniechęceni – nie ma wątpliwości Renata Ropska, psycholog z Uniwersytetu SWPS. – W ostatnim czasie obserwowaliśmy mały koszmar. Działalność firm była uniemożliwiana przez działania skarbówki i innych instytucji państwowych. Koszty działalności gospodarczej były coraz wyższe, procedury niejasne. Działalność prowadziło się coraz trudniej – przekonuje. Jej zdaniem kredyt zaufania, który dali Platformie osiem lat temu, po prostu się wyczerpał.
Kiedy PO szła do wyborów w 2007 r., państwo przyjazne przedsiębiorcom było jednym z jej priorytetów. Rząd miał uwolnić właścicieli firm od niejasnego systemu podatkowego i pętających ich biurokratycznych sznurów. Ledwie wybrzmiało exposé premiera, a Sejm już powołał nadzwyczajną komisję Przyjazne Państwo do spraw związanych z ograniczaniem biurokracji. Kierowana przez Janusza Palikota, posła i właściciela wódczanego interesu, jednostka w sumie zebrała 57 tys. mniejszych i większych absurdów prawnych. Do Sejmu zgłosiła 143 ustawy, z których 68 weszło w życie.
Przyjazne Państwo miało być wyraźnym dowodem na to, że rząd zwraca się w stronę przedsiębiorców – do komisji został oddelegowany szef gabinetu Donalda Tuska, Sławomir Nowak. Na posiedzeniach z absurdów tłumaczyli się ministrowie.
Po miesiącu działania Przyjaznego Państwa Palikot w czasie spotkania z dziennikarzami stanął na stosie ustaw, które jego zdaniem należałoby zmienić. Poseł zapowiadał między innymi: nie będzie nakazu ewidencji prezentów o wartości do 100 zł, a wydatki, których nie można zaliczyć do kosztów podatkowych, będzie można odliczyć w VAT, terminy zwrotu VAT zostaną skrócone ze 180 do 60 dni oraz z 60 do 25 dni. Przekonywał, że zmiany ma dogadane w Ministerstwie Finansów. Komisja niosła przedsiębiorcom wyborcom nadzieję, że prowadzenie działalności gospodarczej naprawdę wiele zmieni.
Odbiurokratyzowanie nie było jedynym ukłonem w ich stronę. W 2008 r. zapowiadano na przykład znaczące obniżenie stawki CIT – z 19 do 15 proc. Taką obniżkę obiecywał wiceminister finansów Stanisław Gomułka. Zbigniew Chlebowski szedł jednak jeszcze dalej. – Moją ambicją jest, by na koniec kadencji stawka CIT spadła poniżej 10 proc. – powiedział w rozmowie z „Gazetą Prawną”.
Platforma szumnie zapowiadała zmniejszenie zatrudnienia w sektorze samorządowym i rządowym w ciągu czterech lat o 10 proc., obciążenie urzędników odpowiedzialnością za błędy, zwiększenie liczby firm, które mają prawo do prowadzenia prostej księgowości, zmniejszenie liczby procedur do rejestracji firmy i likwidację odrębnej procedury gospodarczej w postępowaniu sądowym, co ma przyśpieszyć wydanie wyroku. Podobne postulaty od lat były wysuwane przez przedsiębiorców. Nic więc dziwnego, że po wyborach słupki poparcia dla partii jeszcze poszybowały w górę.
Ugrupowanie Donalda Tuska przejęło rządy w okresie bardzo dobrej koniunktury gospodarczej. Premier obietnice mógł więc sypać na prawo i lewo. Problemy z ich spełnianiem zaczęły się w 2008 r., wraz z kryzysem gospodarczym. „Rząd, mimo wciąż dobrej sytuacji ekonomicznej kraju, ogłosił konieczność ograniczania wydatków. Spowodowało to powolną tendencję spadkową notowań partii rządzącej” – diagnozowali analitycy CBOS w raporcie dotyczącym spadających notowań Platformy. „Na proces ten mogły wpłynąć obawy przed kryzysem, ale zapewne był on również wyrazem rozczarowania części sympatyków”. Co ciekawe, już wtedy od Platformy odwracali się wyborcy z najmłodszych grup wiekowych. Wzmacniał się natomiast elektorat o poglądach lewicowych.

...do urzędu ds. biurokracji

Szybko się okazało, że Janusz Palikot dzięki swojej przyjaznej komisji zaczyna wyrastać na poważnego gracza w Platformie. Doszło do tego, że projekty opracowywane w komisji zaczęły dublować te, które przygotowywał rząd. Tak było z ustawą o VAT, o gruntach rolnych, o swobodzie gospodarczej. – Mobilizujemy ministrów do pracy – cieszył się Palikot. Donald Tusk traktował go jednak z coraz mniejszą przychylnością. A ostre wypowiedzi Palikota nie pomagały. Po tym jak powiedział Grażynie Gęsickiej, że żałuje, iż polityczna prostytucja dotknęła także jej (posłanka, podając nieprawdziwe dane, zarzuciła Platformie słabe wykorzystywanie funduszy unijnych), musiał się pożegnać ze swoim dziełem. Zastąpił go Mirosław Sekuła. Prace komisji stopniowo wyciszano. Nowak został z niej wycofany na inne fronty, a na posiedzeniach zaczęli bywać wiceministrowie i dyrektorzy z resortów. Prace nad odbiurokratyzowaniem państwa przestały być PR-owskim fajerwerkiem premiera, toczyły się w zaciszu gabinetów. Własne propozycje szykował Waldemar Pawlak, a w KPRM został mianowany pełnomocnik rządu ds. walki z biurokracją Adam Jasser.
Na notowania partii rzutowały niepopularne decyzje podejmowane na początku 2011 r.: podniesienie podatku VAT czy zmniejszenie składki przekazywanej do OFE. Kiedy przyszło do wyborów w 2011 r., przedsiębiorcy wciąż jednak popierali głównie PO – 48,9 proc. z nich postawiło krzyżyk na przedstawicieli tej partii. Aż 12 proc. zabrał jednak temu ugrupowaniu nowo powstały Ruch Palikota, który w sferze gospodarczej zapowiadał mniej więcej to, co wcześniej jego przewodniczący w swojej komisji.
Mimo że Platformie udało się wprowadzić trochę usprawnień: zlikwidowano odrębną procedurę gospodarczą w sądach, wprowadzono przepisy ułatwiające rejestrację firmy, tuż po głosowaniu PO zaczęła coraz bardziej odchodzić od swoich początkowych obietnic. Wśród niespełnionych zapowiedzi znalazło się między innymi obniżenie VAT. Zamiast tego rząd przyjął aktualizację Programu Konwergencji, z którego wynika, że w przyszłym roku stawki VAT będą wynosiły 23 i 8 proc., a na obniżkę możemy poczekać do 2017 r. Nie powołano Funduszu Przedsiębiorczości na Wsi. Nie wprowadzono regulacji, która obligowałaby do likwidowania starych przepisów podczas wprowadzania do obiegu nowych. Nie ma także zapowiadanego pogotowia antybiurokratycznego, które miało wymuszać upraszczanie przepisów dotyczących urzędów i instytucji. W to miejsce został powołany pełnomocnik rządu ds. deregulacji gospodarczych. Do jego kompetencji należy m.in. bieżące monitorowanie prac deregulacyjnych rządu oraz promowanie dobrych praktyk administracji dotyczących sposobu realizacji przepisów regulujących działalność gospodarczą. Niestety, jak oceniliśmy we „Władzomierzu”, „promowanie dobrych praktyk” znacząco różni się od „wymuszania uproszczenia”.

Rozczarowanie

W czasie drugiej kadencji atmosfera wokół Platformy gęstniała z miesiąca na miesiąc. Przedsiębiorcy nie mogli doczekać się zmian, które przyniosłyby im realne ułatwienia w prowadzeniu biznesu. Pojawiały się emocje. W 2012 r. powstał ruch społeczny Niepokonani 2012, który skupiał przedsiębiorców pokrzywdzonych przez państwo. Już wtedy jeden z jego założycieli Marcin Kołodziejczyk przekonywał, że przedsiębiorcy w kolejnych wyborach wystawią Platformie rachunek. Jeszcze w czerwcu 2014 r. pisali w liście otwartym do premiera Tuska: „Nasza rzeczywistość gospodarcza wygląda jak wyjęta z lektury »Procesu« Franza Kafki, gdzie zwykły człowiek zniewolony zostaje przez panujące prawo, a władza i urzędy decydują o życiu i losie człowieka”, i przekonywali, że od wielu lat obserwują i dotkliwie odczuwają to, że Ministerstwo Finansów posługuje się organami skarbowymi do zapewniania wpływów i łatania dziury budżetowej. „Fakt jest tym bardziej przerażający, że głównym celem prowadzonych postępowań jest nie tyle sprawdzenie rzetelności podatnika i rzeczywistego przebiegu transakcji, ale maksymalne przedłużanie postępowań, blokowanie środków obrotowych prowadzące do braku możliwości dochodzenia swoich konstytucyjnych praw i upadłości. Scenariusz działania jest taki sam i pojawia się regularnie co parę lat w różnych branżach: w branży komputerowej, paliwowej, stalowej, złomowej a ostatnio również w branży metali szlachetnych”. Niepokonani 2012 zorganizowali dwa kongresy przedsiębiorców. Na żaden z nich Donald Tusk nie przyjechał. W tegorocznych wyborach do Sejmu stowarzyszenie wystawiło swoich przedstawicieli na listach komitetu Kukiz’15. Wśród przedsiębiorców komitet zgarnął 9,1 proc. głosów.

Emocje

Emocje przedsiębiorców doskonale wyczuł też kontrowersyjny, powiązany ze światem polityki biznesmen Zbigniew Stonoga. W 2013 r. oplakatował swój salon samochodowy wulgarnym hasłem, przekonywał, że skarbówka zablokowała mu 1,9 mln zł. Chodziło o wstrzymanie zwrotu VAT z kupionej pod działalność gospodarczą nieruchomości.
Stonoga stał się dla przedsiębiorców symbolem wszechwładzy urzędników skarbowych. W styczniu 2013 r., a więc już na dwa lata przed wyborami, które przyniosły upadek partii, Dom Badawczy Maison przeprowadził na zlecenie Związku Przedsiębiorców i Pracodawców badania, z których wynikało, że coraz więcej właścicieli firm odwraca się od partii rządzącej. Jeszcze w sierpniu 2011 r. deklarowane poparcie było równe temu, które przedsiębiorcy pokazali w wyborach. Dwa lata później – stopniało do 15 proc.
Przedsiębiorców próbował w międzyczasie przejąć PSL. Ówczesny szef klubu Jan Bury zapowiadał, że stronnictwo będzie tworzyć lepsze prawo dla przedsiębiorców. Miało zacząć od otwarcia strony internetowej, która służyłaby do zbierania od przedsiębiorców uwag dotyczących systemu prawnego. Na upadku PO nie skorzystał jednak PSL. Przedsiębiorcy niemal nie stawiali przy nim krzyżyka.
Z badania przeprowadzonego przez ARC Rynek Opinia na zlecenie Home.pl wynika, że rządy PO nie przyniosły przedsiębiorcom satysfakcji w relacjach z państwem. Najbardziej narzekają oni na wysokie podatki – jako przeszkodę w prowadzeniu biznesu wskazuje je 61 proc. właścicieli firm. Dla wielu jednak problemem nie jest sama wysokość stawek podatkowych, tylko zbyt skomplikowany system podatkowy – mówi o nim aż 48 proc. badanych. 13 proc. narzeka z kolei na nieprzyjaznych urzędników.
Dotychczasową politykę podatkową próbowała łagodzić w exposé premier Ewa Kopacz. – Ci, którzy przepisy łamią, muszą być karani, ale duch prawa musi przede wszystkim służyć ogromnej większości uczciwych ludzi – mówiła w ubiegłym roku. – Musimy wdrożyć zasadę 99 proc. polegającą na tym, że całe nasze prawo w obszarze wolności gospodarczej tworzymy z myślą o tych 99 proc. uczciwych, a nie 1 proc. cwaniaków. W polityce podatkowej trzeba znaleźć mądrą równowagę – przekonywała w sejmowym wystąpieniu. Raczej nieskutecznie, skoro wyborcy już jej nie zaufali.
W tym roku po raz pierwszy w wyborach startowało wiele ugrupowań, które nie miały komunistycznego rodowodu. Dotychczas głos oddawałam na ugrupowanie z postsolidarnościowego pnia. Tym razem bardzo rzetelnie przyjrzałam się przed głosowaniem programom poszczególnych kandydatów. Wybrałam takiego, który jest związany z Centrum im. Adama Smitha, instytucji, której po prostu ufam – mówi Agnieszka Pawińska-Lesińska, która od 17 lat prowadzi wyspecjalizowaną firmę w branży jubilerskiej.
Dlaczego nie odpowiada jej już Platforma? Lista powodów, które wymienia, jest bardzo długa. – Straciliśmy już zaufanie. W mojej branży z 12 firm zostały cztery. A jedna i tak myśli nad zakończeniem działalności. My, po raz pierwszy od lat, musieliśmy dokonać redukcji zatrudnienia. Sukcesywnie wzrastający poziom podatku, jakim są w rzeczywistości składki ZUS, powoduje, że w przypadku osłabienia koniunktury małe firmy nie są w stanie utrzymać poziomu zatrudnienia. Platforma nie dość, że nie obniżyła kosztów pracy i nie uprościła przepisów podatkowych, to jeszcze za jej rządów nastąpił drastyczny wzrost biurokracji. Dziś w związku z tym, że przepisy są bardzo skomplikowane, jest tak, że na terenie Warszawy mogę dostać dwie przeciwstawne interpretacje przepisów – jeden urząd skarbowy każe mi płacić podatek, a inny już nie. Żeby nadążyć za nieustannymi zmianami przepisów, musimy zatrudniać biuro księgowe. Przykładowo sama ustawa o PIT zmieniana była ponad 200 razy – wylicza.
Pawińska-Lesińska wskazuje też na inne niedogodności. – PO szukała pieniędzy w kieszeni małych przedsiębiorców, drobnych kwot za drobne niedociągnięcia zamiast zweryfikować sytuację w dużych firmach, korporacyjnych, z których podatki zamiast zasilać budżet państwa wypływają szerokim strumieniem poza Polskę.
Dla przedsiębiorców wciąż przeszkodą jest też np. wysokość stawek ZUS. W przypadku mikrofirm i samozatrudnienia to na tyle poważny koszt stały, że paraliżuje potencjalnych biznesmenów. Nawet pomimo dwuletniego okresu ulgowej składki. Więksi po prostu uciekają w umowy cywilnoprawne. Jak wynika z kontroli Państwowej Inspekcji Pracy, w 2014 r. co piąta skontrolowana firma naruszała kodeks pracy, jeśli chodzi o rodzaj umów zawieranych z pracownikami. Na 52,3 tys. sprawdzonych umów cywilnoprawnych, 15 proc. zostało zawartych mimo, iż warunki pracy były charakterystyczne dla stosunku pracy (czyli powinna być podpisana umowa o pracę).
Rozwiązanie tego problemu było jedną z kluczowych kwestii w programie Nowoczesnej Ryszarda Petru. Partia zapowiadała obniżanie świadczeń ZUS dla młodych przedsiębiorców. Odkąd ekonomista zapowiedział utworzenie ugrupowania, kierował zresztą swój przekaz przede wszystkim do właścicieli firm. Wrócił przy tym do wielu postulatów PO z 2007 r. – tanie państwo, odpowiedzialność urzędników. Te hasła przyniosły mu dużą popularność: 14 proc. właścicieli firm zagłosowało właśnie na Nowoczesną.

Rozmienione

Mieszanina biurokracji, niejasnych przepisów i podsycanych emocji sprawiła, że PO straciła zaufanie przedsiębiorców. Z takimi tytułami po wyborach ukazywały się wszystkie gazety ekonomiczne. Co ciekawe, ich zaufania nie zyskał automatycznie największy oponent Platformy – PiS. W grupie przedsiębiorców poparcie dla partii Jarosława Kaczyńskiego w ostatnich wyborach wzrosło jedynie o 5 proc. w stosunku do 2011 r., do 28 proc. – Jak wszyscy głosujący na PiS, oczekują zmiany. Mają nadzieję na lepsze życie. Poza tym mogły przekonać ich hasła ograniczenia układów i kolesiostwa – uważa Renata Ropska.
Beata Szydło w środowym exposé odwołała się także do pomysłów, które wcześniej miała Platforma Obywatelska. Sięgnęła po obniżenie CIT do 15 proc. (choć tylko dla małych firm), dostosowanie szkolnictwa zawodowego do potrzeb rynku pracy, reformę administracji podatkowej.
Dziś nikt nie pamięta, co im osiem lat temu obiecywała Platforma. Wyborcy oceniają partię po tym, jak im jest tu i teraz – komentuje ekspertka. I dodaje, że postulaty te po prostu pozostały aktualne. Nie ma też wątpliwości, że jeśli przedsiębiorcom nie poprawią się warunki pracy, po prostu wystawią rachunek kolejnej ekipie.
Jeśli PiS zależy na ich głosach w przyszłości (a premier Szydło zapowiedziała, że celuje w drugą kadencję), powinien odbyć lekcję z historii. Bo raz udzielony kredyt zaufania spłaca się później w sejmowych mandatach.