Jarosław Kaczyński był pytany w Radiu Maryja m.in. o decyzje prezesa TK prof. Andrzeja Rzeplińskiego, który zapowiedział, że skarga na nowelizację ustawy o Trybunale zostanie rozpatrzona już w styczniu, a zajmie się tym 10 sędziów, a nie 13 - jak wynikałoby z nowelizacji.

Reklama

- To jest w gruncie rzeczy wypowiedź, która oznacza właśnie nic innego, jak rokosz wobec porządku w państwie - podsumował prezes PiS.

Podkreślał, że z konstytucji wynika, iż sędziowie Trybunału Konstytucyjnego podlegają jej w kwestii wydawanych wyroków, jednak już tryb ich pracy reguluje ustawa. Dlatego - zdaniem prezesa PiS - nie ma wątpliwości, że również skarga na nowelizację powinna być rozpatrywana właśnie zgodnie z jej zapisami. - Ogłoszenie, że się temu nie podlega, jest po prostu odrzuceniem tej roli, która jest przypisywana Trybunałowi Konstytucyjnemu i sędziom Trybunału Konstytucyjnego. Ja osobiście traktowałbym to jako rezygnację z funkcji sędziego Trybunału Konstytucyjnego. Jeżeli ktoś przychodzi do jakiejś pracy i na wstępnie ogłasza, że reguły tej pracy go nie obowiązują, to jest to równoznaczne z tym, że z tej pracy rezygnuje. Tak bym to traktował - dodał.

Pytany, czy widzi jakiś sposób "stwierdzenia rokoszu i zrobienia czegoś z rokoszanami", odpowiedział, że rozwiązaniem mogłaby być przygotowanie kolejnej ustawy, np. takiej, która by uznała, że tego typu postępowanie prezesa i innych sędziów oznacza, iż zrezygnowali z funkcji.

Reklama

Jarosław Kaczyński sprecyzował również, na czym miałoby polegać powstrzymywanie "dobrej zmiany" forsowanej przez PiS przez działający na starych zasadach i bez zmiany składu Trybunał.

- Jestem głęboko przekonany, ze Trybunał, po tym zamachu z czerwca 2015 roku, miał być tym punktem, swego rodzaju bastionem, o który rozbijały się wszelkiego rodzaju nasze próby zmiany. Mówię nie tylko o zmianach np. w wymiarze sprawiedliwości czy w mediach, ale chodzi także o takie zmiany, jak 500 złotych na dziecko. Tutaj też bez trudu średniej klasy prawnik mógłby sobie wymyśleć, w jaki sposób Trybunał mógłby uniemożliwić tę zmianę – przez odpowiednie orzeczenie, przedstawiając do tego siebie jako ten, który chce dać jeszcze więcej. Tylko, że to „więcej” jest już niemożliwe, nierealizowalne - wyjaśniał.

Reklama