Europoseł, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego był w piątek w TVP Info pytany o deklarację Donalda Tuska, że jest gotów kontynuować swoją pracę jako przewodniczący Rady Europejskiej, gdy w połowie roku zakończy się jego pierwsza kadencja na tym stanowisku. Czarnecki był pytany, czy rząd PiS poprze kandydaturę byłego polskiego premiera.
- Formalnie to jeszcze nie jest kandydatura, ponieważ czekamy na oficjalne stanowisko Europejskiej Partii Ludowej - rodziny politycznej, w której jest partia przewodniczącego Tuska - powiedział eurodeputowany PiS. Jak zaznaczył, jeżeli chodzi o stanowisko szefa Rady Europejskiej "mówi się też o ambicjach ustępującego prezydenta Francji Francoise Hollande, który jest socjalistą".
Zwrócił uwagę, że do tej pory trzy główne stanowiska w Unii - szef europarlamentu, szef Rady Europejskiej, szef Komisji Europejskiej były dzielone między dwie największe europejskiej frakcje polityczne. - Przez ostatnie dwie kadencje dwa z nich były zajmowane przez chadeków, Europejską Partię Ludową, a jedno przez socjalistów - mówił Czarnecki.
Jak zaznaczył, obecnie po wyborze Antonio Tajaniego z Europejskiej Partii Ludowej na przewodniczącego Parlamentu Europejskiego wszystkie trzy główne stanowiska w UE zajmują chadecy. - Socjaliści się burzą. Być może w wyniku targu politycznego z Europejską Partią Ludową socjaliści odzyskają jedno stanowisko. Raczej nie szefa KE Junckera, który ma kadencję pięcioletnią, tylko raczej właśnie stanowisko Tuska - mówił Czarnecki.
- Zobaczymy jaki będzie efekt targu politycznego między chadecją a socjalistami. Jak będzie już oficjalny kandydat, wtedy - jak sądzę - polski rząd się do tego ustosunkuje - powiedział wiceszef europarlamentu.
Czarnecki był pytany, czy z punktu widzenia PiS lepiej, by Tusk pozostał na kolejną kadencję na stanowisku szefa Rady Europejskiej, "czy lepiej mieć go w Polsce". - Raczej bym zapytał o to, co Donald Tusk zrobił i o to, co chce zrobić. Nie patrzymy na miejsce, w którym jest Donald Tusk, tylko patrzymy na to, co dla Polaków zrobiliśmy i co mamy zrobić. To jest dla nas busola i azymut, a ambicje polityczne pana przewodniczącego Tuska są mniej ważne - powiedział europoseł.
Jak dodał, jest zaskoczony tym, że "Polska, która jest jednym z sześciu najbiedniejszych krajów europejskich, jeśli chodzi o PKB na głowę mieszkańca, według propozycji KE, która został poparta przez przewodniczącego Tuska ma płacić ćwierć miliona euro kary za nieprzyjętego imigranta". - Jeżeli Donald Tusk się wpisuje w tę propozycję KE, to bardzo źle - podkreślił.
Obecna, pierwsza kadencja szefa Rady Europejskiej kończy się w maju 2017 roku. W związku z tym przywódcy unijni muszą najpóźniej w marcu zdecydować, czy pozostawiają Tuska na stanowisku, czy wskazują kogoś innego. Ewentualny sprzeciw polskiego rządu wobec tej kandydatury nie musi oznaczać, że były polski premier nie zostanie wybrany. Decyzja w tej sprawie nie wymaga bowiem jednomyślności.