MON zapowiedziało w poniedziałek, że jeśli PO zawiadomi prokuraturę ws. rzekomego przekroczenia uprawnień przez szefa resortu obrony - w związku z ujawnieniem tajemnic wojska - ministerstwo złoży wniosek o ściganie posłów PO za złożenie fałszywego zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa.

Reklama

Mogę zagwarantować, w imieniu całej Platformy, że nie cofniemy się ani o krok w tropieniu afery Antoniego Macierewicza, w której w tle jest 13 miliardów złotych, pan Wacław Berczyński i inne osoby o wątpliwych kompetencjach, wątpliwym doświadczeniu i wątpliwej przeszłości - powiedział Cezary Tomczyk (PO) we wtorek na konferencji prasowej w Sejmie.

Według niego, Antoni Macierewicz "skłamał" mówiąc, że dr Wacław Berczyński, Kazimierz Nowaczyk i Bartłomiej Misiewicz, nie mieli dostępu do dokumentów przetargowych.

Pięcioro posłów PO odwiedziło w piątek siedzibę MON w Warszawie, by zapoznać się z dokumentami z postępowania na śmigłowce, w którym poprzedni rząd wskazał maszyny H225M Caracal produkcji Airbus Helicopters; do realizacji umowy nie doszło. Po wizycie politycy PO poinformowali, że do akt związanych z postępowaniem mieli dostęp: dr Wacław Berczyński, Kazimierz Nowaczyk i Bartłomiej Misiewicz - osoby, które nie zostały zweryfikowane przez polskie służby specjalne i nie miały certyfikatów bezpieczeństwa.

Reklama
Reklama

Poseł PO Marcin Kierwiński we wtorek podkreślił, że zawsze obowiązkiem posłów - w przypadku uzasadnionych wątpliwości - jest złożenie zawiadomienia do prokuratury.

Posłowie PO odnieśli się też do wypowiedzi wiceministra obrony Michała Dworczyka, który powiedział we wtorek na konferencji prasowej, że Wacław Berczyński, Kazimierz Nowaczyk i Bartłomiej Misiewicz mieli poświadczenie bezpieczeństwa lub uzyskali dostęp na podstawie zgodnej z ustawą decyzji szefa MON. Dworczyk przypomniał, że ministrowie obrony za czasów rządów PO - Bogdan Klich i Tomasz Siemoniak, też wydawali czasowe upoważnienia.

Kierwiński przekonywał, że Dworczyk nie "doczytał" ustawy o dostępie do informacji niejawnych. Nie wiem, czy dlatego, żeby wprowadzić w błąd opinię publiczną, czy może jest to wyraz (jego) niekompetencji - zaznaczył.

Poseł PO przytoczył art. 4. ustawy o dostępie do informacji niejawnych, który stanowi, że "informacje niejawne mogą być udostępnione wyłącznie osobie dającej rękojmię zachowania tajemnicy i tylko w zakresie niezbędnym do wykonywania przez nią pracy lub pełnienia służby na zajmowanym stanowisku albo wykonywania czynności zleconych".

Nie jest tak, że każda osoba, która ma dostęp do informacji niejawnych, może zażądać każdych dokumentów niejawnych - podkreślił Kierwiński. Jak wyjaśnił, on sam ma wszystkie wymagane certyfikaty, co nie oznacza, że może iść np. do ministerstwa infrastruktury i poprosić o dokumentację na przetarg. Przepis mówi jasno, że ma to być związane z wykonywaniem czynności służbowych, nie ma powodów, aby Berczyński miał dostęp do dokumentacji przetargowej w sprawie Caracali - podkreślił poseł PO.

Kierwiński powiedział też, że według wiedzy posłów PO, Berczyński, Nowaczyk i Misiewicz, nie mieli wymaganych certyfikatów bezpieczeństwa, w momencie, gdy przeglądali dokumentację przetargową. Jak ocenił, te osoby miały jedynie upoważnienie ministra, które - według PO - zostało wydane z naruszeniem art. 4. ustawy o dostępie do informacji niejawnych.

W kwietniu Berczyński w wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej" powiedział, że to on "wykończył" Caracale. Przedstawiciele rządu i politycy PiS zapewniali, że Berczyński nie miał nic wspólnego z negocjacjami offsetowymi, które rozpoczęły się we wrześniu 2015 r. i zakończyły bez podpisania umowy w październiku 2016 r.

Pod koniec kwietnia PO zapowiedziała zbadanie sprawy śmigłowców, zwłaszcza ewentualnego wpływu Berczyńskiego na rezygnację z kontraktu z Airbusem oraz - jak wtedy mówili politycy Platformy - planów MON w sprawie zakupu nowych śmigłowców.

27 kwietnia Macierewicz ocenił, że w istocie doszło do kompromitacji PO, "która próbując ukryć skandaliczne zamówienie na Caracale i płynące z tego potencjalnie zagrożenia dla bezpieczeństwa Polski, a zwłaszcza dla sytuacji finansowej polskich pracowników, próbuje oskarżać MON, a także pana dr. Berczyńskiego, że nielegalnie jakoby miał on wgląd w dokumentację dotyczącą tego przetargu".

Przetarg na wielozadaniowe śmigłowce dla wojska rozpisano wiosną 2012 r. W kwietniu 2015 r. MON wstępnie wybrało ofertę europejskiej grupy Airbus Helicopters. Protestowały wtedy będące wówczas w opozycji PiS i związki zawodowe działające w zakładach w Mielcu i Świdniku, które również startowały w przetargu. We wrześniu 2015 r. rozpoczęły się negocjacje umowy offsetowej, której podpisanie było warunkiem zawarcia kontraktu. Kontraktu nie podpisano - na początku października 2016 r. Ministerstwo Rozwoju, które negocjowało offset, uznało dalsze rozmowy za bezprzedmiotowe. Według rządu PiS, oferta nie odpowiadała interesom ekonomicznym i bezpieczeństwa Polski, a wartość proponowanego offsetu była niższa od oczekiwanej.