Prace sejmowej komisji nadzwyczajnej nad projektem PiS ws. zmian m.in. w Kodeksie wyborczym rozpoczęły się we wtorek. Jednym z założeń projektu jest likwidacja możliwości głosowania korespondencyjnego. Jednym z bardziej emocjonalnych wystąpień było to wygłoszone przez Justynę Kucińską z Fundacji Instytutu Rozwoju Regionalnego.
– Występowałam w imieniu prawie 4 milionów Polaków, którym chce odebrać się prawo do głosowania korespondencyjnego. Prawdą jest to, że możliwość głosowania w ten sposób przez osoby niepełnosprawne i nie tylko nie powinna być poddawana jakiejkolwiek dyskusji. Państwo powinno nam to zagwarantować, a nie odbierać – wyjaśnia w rozmowie z dziennik.pl Justyna Kucińska. Sama jest osobą niewidomą. To ona podczas wtorkowego posiedzenia komisji apelowała o to, aby nie odbierać tej szansy zarówno niepełnosprawnym, jak i starszym osobom, które nie są w stanie wyjść z domu, a chcą jako pełnoprawni obywatele oddawać głos w wyborach. Podkreśla, że z tej formy głosowania coraz częściej korzystają osoby mieszkające za granicą.
- Organizacje pozarządowe zabiegają o to, aby utrzymane były nasze konstytucyjne prawa do samodzielnego, tajnego oddawania głosu. Nie chodzi tylko o osoby z niedowładem czterokończynowym, ale także o osoby niewidome czy starsze. W każdym cywilizowanym kraju chodzi chyba o to, aby usprawniać, ulepszać oraz rozszerzać te uprawnienia, a nie je zabierać - tłumaczy. Dodaje, że osoby niepełnosprawne nabyły to prawo dopiero sześć lat temu - w 2011 roku.
Ostatni spis powszechny dowodzi, że osób niepełnosprawnych jest w Polsce prawie 4 mln. Ze statystyk, jakimi dysponuje PKW wynika natomiast, że w ostatnich wyborach prezydenckich w 2015 roku z tej formy głosowania skorzystało 40 tys. osób, a w parlamentarnych zarówno do Sejmu jak i do Senatu - ponad 39 tys. – Nieważne, czy to będzie jedna osoba, czy 100 tys. Ilość i statystyka głosujących nie powinna przekładać się na odebranie obywatelom tej możliwości – mówi Kucińska. Zwraca przy tym uwagę, że temat ten wbrew wrażeniu niektórych nie dotyczy tylko niepełnosprawnych. - Nasze społeczeństwo się starzeje. Liczba tych, którzy będą chcieli wybrać taką formę oddania głosu, będzie rosła – wyjaśnia.
Przyznaje, że trzy lata temu spore zamieszanie towarzyszyło wprowadzeniu nakładek brajlowskich na karty wyborcze. - Udało nam się je zachować, przekonać do tego, aby były, choć pojawiały się absurdalne argumenty jak te, że niewiele osób prawidłowo z nich korzystało. Warto pamiętać, że niepełnoprawni też potrzebują czasu, żeby się tej obsługi nauczyć. Wybory przecież nie odbywają się co miesiąc - wyjaśnia.
Projekt nowelizacji Kodeksu w miejsce głosowania korespondencyjnego chce wprowadzić możliwość głosowania przez pełnomocnika. Ma ono dotyczyć zarówno osób niepełnosprawnych, jak i tych, które ukończyły 75 lat. – Głosowanie przez pełnomocnika możliwe jest również teraz. Było, jest i niech będzie. Nie chodzi jednak o to, żeby wskazać inne, zastępcze rozwiązanie, ale zachować to, które jest. Chcemy mieć możliwość wyboru również pod tym kątem. Nie każdy musi mieć w swoim środowisku taką zaufaną osobę, która zagłosuje w jego imieniu. Niektórzy wolą zagłosować sami i to też jest ich święte prawo – wyjaśnia Kucińska. W jej przekonaniu za chwilę również głosowanie przez pełnomocnika może znaleźć się pod pręgierzem. – Pewnie można byłoby wprowadzić urządzenia do oddawania głosów, jak to odbywa się w USA, ale to lata świetlne w naszej rzeczywistości. Na razie pozostaje nam uczestniczyć w pracach komisji i walczyć o swoje – wyjaśnia.