– Menedżer to obecnie zawód podwyższonego ryzyka. Dotyczy to nie tylko firm kontrolowanych przez państwo, ale także spółek z kapitałem prywatnym notowanych na giełdzie. Bo znacznie wzrosła wysokość kar, które może nakładać Komisja Nadzoru Finansowego na zarządy i rady nadzorcze. W takiej sytuacji złożenie zawiadomienia do prokuratury to jedno z narzędzi obronnych, dzięki któremu można starać się wykazać, że jeśli w firmie doszło do jakichś nieprawidłowości, to odpowiedzialni są za to poprzedni menedżerowie – ocenia Mirosław Kachniewski, prezes Stowarzyszenia Emitentów Giełdowych.
Paraliż decyzyjny i spadek inwestycji – takie mogą być konsekwencje szerokiego zaangażowania organów ścigania w badanie kontraktów spółek kontrolowanych przez państwo.
W rozliczenia z menedżerami pracującymi dla sektora publicznego w czasach koalicji PO-PSL obecne władze na szeroką skalę zaangażowały prokuraturę. Śledczy starają się wykazać, że doszło do licznych nieprawidłowości, w wyniku których kontrolowane przez państwo spółki lub bezpośrednio Skarb Państwa poniosły straty liczone nawet w miliardach złotych. Postępowania dotyczą miedziowego koncernu KGHM, paliwowego Lotosu, działających w branży chemicznej Azotów i Ciechu (obecnie już prywatnej firmy), ubezpieczeniowego PZU. PGNiG, lider rynku gazowego, od byłych menedżerów stara się wyegzekwować 70 mln zł na drodze cywilnej.
Tylko w nielicznych przypadkach zostały już postawione zarzuty. Usłyszało je na przykład 10 menedżerów, w tym trzech członków zarządów Polic, spółki kontrolowanej przez Azoty. Mieli spowodować w swojej firmie straty w wysokości co najmniej 30 mln zł, przede wszystkim w związku z inwestycją w senegalską firmę African Investment Group. W czerwcu Sąd Rejonowy w Szczecinie odmówił tymczasowego aresztowania podejrzanych, co według ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry wynikało z niezrozumienia przez sąd „istoty przestępstwa”. Także złożone przez prokuraturę zażalenie na tę decyzję nie zostało uwzględnione ze względu na niskie prawdopodobieństwo popełnienia zarzucanych oskarżonym czynów.
W innych sprawach postępowania wciąż prowadzone są „w sprawie”, a śledczy znajdują się na etapie analizy zgromadzonych dokumentów.
„W toku postępowania powołano biegłych, którzy na podstawie zgromadzonego w sprawie materiału dowodowego, w tym także dokumentów przekazanych do postępowania przez PZU i PZU Życie, sporządzą opinię dotyczącą prawidłowości procesu wyboru wykonawcy systemu informatycznego, zasadności dokonanego wyboru, a także prawidłowości decyzji podejmowanych w toku realizacji projektu oraz ewentualnie rozmiarów szkody poniesionej przez pokrzywdzonego. Z uwagi na obszerny materiał dowodowy, który jest przedmiotem ekspertyzy, czas przedstawienia opinii określony został na początek 2018 r.”. Tak na nasze pytanie o śledztwo w sprawie jednego z kontraktów informatycznych zawartych przez największego krajowego ubezpieczyciela odpowiedziała Ewa Bialik, rzecznik Prokuratury Krajowej. Wartość wyrządzonej PZU szkody może sięgać 200 mln zł.
Od dwóch lat trwa analiza dokumentów w sprawie sprzedaży pakietu akcji Ciech znajdującego się rękach Skarbu Państwa jednej ze spółek kontrolowanych przez Jana Kulczyka, zmarłego w 2015 r. najbogatszego Polaka. Śledztwo w sprawie niedopełnienia obowiązków przez osoby zajmujące się sprawami majątkowymi Skarbu Państwa po raz kolejny zostało przeniesione. Obecnie prowadzi je Prokuratura Regionalna w Katowicach. Nikt nie usłyszał zarzutów. Podobnie jak w sprawie przejęcia Quadry przez KGHM. Na zakup kanadyjskiej spółki lubińska firma wydała w 2012 r. ponad 9 mld zł. W sierpniu ub.r. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego zawiadomiła prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa przez zarząd KGHM, które miałoby polegać na wyrządzeniu spółce szkody wielkich rozmiarów. Do tej pory śledczy nie przesłuchali nawet kierującego wówczas firmą Herberta Wirtha.
– Takie działania prokuratury będą skłaniały menedżerów spółek kontrolowanych przez państwo do unikania podejmowania ryzykownych decyzji. Zamiast inwestować, będą prowadzić niekończące się analizy, zabiegać o maksymalną liczbę zgód i podpisów, żeby nie narazić się na odpowiedzialność. A i tak muszą mieć świadomość, że jeśli ktoś w przyszłości będzie chciał pociągnąć ich do odpowiedzialności, to tego nie unikną. Przy złej woli każdą decyzję można podważyć – zwraca uwagę Adam Ruciński, doradca inwestycyjny, prezes firmy BTFG Advisory.
Na razie obecni menedżerowie kontrolowanych przez państwo spółek mogą czuć się relatywnie bezpieczni, bo u władzy znajduje się formacja, która powołała ich na stanowiska. Inaczej jest z osobami, które sprawowały funkcje zarządcze w czasach koalicji PO-PSL. Dla nich pojawił się kolejny czynnik ryzyka – PiS przejął władzę nad sądami. Grozi to tym, że sędziom może być trudno wydawać wyroki niezgodne z oczekiwaniami kontrolujących ich polityków. I na przykład orzekać przeciwko państwowym spółkom.
– Zapewne upłynie trochę czasu, zanim uwidoczni się wpływ polityków na sędziów. Na razie nie dostrzegam różnic, wszystko jest normalnie – mówi Robert Oliwa, specjalista od prawa korporacyjnego.
Jego żona, Grażyna Piotrowska-Oliwa, była prezes PGNiG, odwołana ze stanowiska w kwietniu 2013 r., procesuje się z kontrolowaną przez państwo spółką o zaległą odprawę. W pierwszej instancji wygrała, ale PGNiG wniosło apelację. Chodzi o 820 tys. zł. Z drugiej strony gazowy gigant zamierza dochodzić od członków zarządu kierowanego przez Piotrowską-Oliwę niemal 70 mln zł z tytułu nieprawidłowego według PGNiG rozliczania kontraktów na dostawy gazu. Ta sprawa jeszcze się nie rozpoczęła.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama