Według RMF FM, ABW miała w tej sprawie przeprowadzić do tej pory trzy przeszukania.

Reklama

Pod koniec lutego o 6 rano policjant i dwaj agenci zapukali do rzeszowskiego mieszkania byłej przedstawicielki zarządu Fundacji "SOS dla życia". Nie mieli nakazu i tłumaczyli, że do tych czynności wystarczyło przedstawienie legitymacji. Przeszukane zostały m.in. szafy. Agenci szczególną uwagę zwracali na korespondencję fundacji z Kornelem Morawieckim. Na pokwitowanie jednak nie natrafili - czytamy na stronie RMF FM.

Efektu nie przyniosły także przeszukania w domu babci księdza Jegierskiego. W połowie marca zajęto również całą dokumentację księgową Fundacji "SOS dla życia".

Śledztwo w tej sprawie wszczęto pod koniec stycznia po zawiadomieniu Kornela Morawieckiego. Twierdzi on, że sprawa pożyczki to nic innego, jak usiłowanie oszustwa na szkodę jego stowarzyszenia "Solidarność Walcząca".

O rzekomej pożyczce zrobiło się głośno po marcowej konferencji posłów PO. Ksiądz Tomasz Jegierski wystąpił chwilę po tym, gdy sekretarz generalny PO Stanisław Gawłowski na sali plenarnej bronił się przed korupcyjnymi podejrzeniami - przypomina RMF FM.

Jest dzisiaj z nami na sali, na galerii ksiądz Tomasz Jegierski, prezes fundacji "SOS dla życia", który pomaga dzieciom, ofiarom wojny w Iraku i Syrii, i w innych krajach Bliskiego Wschodu. Do księdza Jegierskiego kilka lat temu przyszedł Marek Pawlak, asystent obecnego posła Kornela Morawieckiego i zaproponował wsparcie ze strony Wielkopolskiego Banku Kredytowego, którym wówczas zarządzał obecny premier Mateusz Morawiecki. Warunkiem tej pomocy była wpłata 96 tys. zł na rzecz Kornela Morawieckiego i jego organizacji Solidarność Walcząca. 5 stycznia 2013 r. Kornel Morawiecki odebrał te pieniądze, a na żądanie księdza pokwitował je jako pożyczkę - mówił w Sejmie poseł Gawłowski, który pytał także m.in. "czy premier Morawiecki jest skorumpowany". WIĘCEJ NA TEN TEMAT TUTAJ>>>

Prokuratura prowadzi też śledztwo po zawiadomieniu w tej sprawie przez księdza Tomasza Jegierskiego.

Ksiądz Jegierski wiele razy domagał się zwrotu pieniędzy. Ostateczne wezwanie do zapłaty wysłał pod koniec zeszłego roku - domagając się oddania ponad 140 tysięcy złotych. Doliczono do tego odsetki za 5 lat - podaje RMF FM.