"Dzisiejsze kłopoty ogrodników i sadowników to efekt sprzedaży w latach 90, często na złodziejskich warunkach, zakładów przetwórczych" - napisał resort rolnictwa na Twitterze.

Reklama

W piątek w Warszawie demonstrowali sadownicy i producenci wieprzowiny. Chcieli w ten sposób zwrócić uwagę na zły stan polskiego rolnictwa, a głównie na niskie ceny skupu owoców miękkich, które są dla rolników niezrozumiałe i nieuzasadnione.

Minister zauważył, że działacze chętnie nawołują rolników do protestów, ale nie podejmują żadnych działań służących zorganizowaniu i wzmocnieniu ich pozycji na rynku, wskazując jedynie ma możliwą zmowę cenową zakładów przetwórczych.

Resort rolnictwa wystąpił z wnioskiem do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów o zbadanie, czy przedsiębiorcy prowadzący skup owoców miękkich nie naruszają zasad konkurencji. UOKiK już takie działania podjął.

Nie mniej jednak - jak tłumaczył Ardanowski - zachwiania cenowe na rynku owoców miękkich powtarzają się co kilka lat. W tym roku dotknęły one m.in. producentów malin, którzy skarżą się, że przemysł skupuje od nich owoce poniżej kosztów produkcji. Powodem jest rosnąca światowa konkurencja, ale także wzrost produkcji malin w Polsce - zauważył szef resortu rolnictwa.

Według danych Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej w 2017 roku wzrosła powierzchnia uprawy malin w Polsce – do 30,0 tysięcy hektarów, wobec 29,3 tys. ha w roku 2016 i 27,4 tys. ha w roku 2015. Zbiory malin wyniosły odpowiednio: w 2015 – 78,3 tys. ton, 2016 – 129,1 tys. t, i 2017 – 100,0 tys. t.

Na polecenie resortu rolnictwa Główny Inspektor Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych, Główny Inspektor Ochrony Roślin i Nasiennictwa oraz Główny Inspektor Sanitarny kontrolują import owoców miękkich m.in. z Ukrainy.

Reklama

Z danych wynika, że w tym roku przywieziono do Polski ok. 6,3 tys. ton malin, wiśni i porzeczek. W porównaniu ze średnią produkcją w Polsce z ostatnich 4 lat, import ten stanowił w przypadku malin ok. 4,8 proc. produkcji, wiśni ok. 0,6 proc., a porzeczek – niespełna 0,1 proc.

Plantatorzy owoców miękkich i przetwórcy przy współpracy MRiRW przygotowują projekt umowy kontraktacyjnej. Zaproponują także termin, do którego takie umowy miałyby być podpisywane oraz sankcje za niewywiązywanie się z tego obowiązku. Projekt ma być gotowy do 25 lipca.

Koniec protestu rolników: Nieporadność resortu nie przynosi efektów, oczekujemy konkretów od premiera

Rolnicy zakończyli demonstrację pod Kancelarią Premiera w Warszawie, wcześniej przekazali swoją petycję dla szefa rządu. - Oczekujemy konkretnych działań i konkretnych rozmów - powiedział jeden z liderów protestu - prezes Unii Warzywno-Ziemniaczanej Michał Kołodziejczak.

- Przekazaliśmy pismo w KPRM. Jest to odezwa polskiej wsi do premiera. Oczekujemy konkretnych działań i konkretnych rozmów, a nie tylko bezproduktywnego gadania. Nie chcemy, by producent zarabiał nie wiadomo ile, ale niech to będzie coś, co wystarczy na prowadzenie godnego życia - mówił Michał Kołodziejczak.

- Granice opłacalności muszą być spełnione. Oczekujemy na odpowiedź od premiera. Z Ministerstwem Rolnictwa już się nagadaliśmy i wiemy, że jego nieporadność nie przynosi dobrych efektów - podsumował gorzko na zakończenie demonstracji Kołodziejczak.

Protest rolników w Warszawie. "Nie możemy pozwolić, aby nasze rodziny pozostały bez środków do życia"

Na Placu Konstytucji w Warszawie rolnicy demonstrowali przeciw niskim cenom skupu produktów rolnych; domagają się, by przetwórnie więcej płaciły za owoce. Protest zorganizowało Stowarzyszenie Polskich Producentów Ziemniaków i Warzyw.

W demonstracji uczestniczyli m.in. sadownicy i producenci wieprzowiny. Organizatorzy chcieli poprzez protest zwrócić uwagę na zły stan polskiego rolnictwa. Informowali, że cena ziemniaków u rolnika wynosi 20 groszy za kilogram, a w sklepie kosztują ok. 2 zł.

W związku z manifestacją, apel do sadowników wystosował Związek Sadowników RP. Jak podkreśla, "nie możemy pozwolić, aby nasze gospodarstwa upadły, a rodziny pozostały bez środków do życia".

Sadownicy w tym tygodniu wystosowali apel do premiera Mateusza Morawieckiego "o natychmiastową reakcję i bardzo pilne spotkanie" w związku "z dramatyczną sytuacją sadowników spowodowaną katastrofalnie niskimi cenami owoców". "Niskie ceny owoców do przetwórstwa, poczynając od maliny poprzez jabłka, wiśnie i inne owoce miękkie są niezrozumiałe i niczym nieuzasadnione. Jest to ze strony przetwórców bezzasadne wykorzystywanie przewagi nad sadownikami, którzy potrzebują pieniędzy np. na zapłacenie za rwanie. Związek Sadowników RP uważa, że jest to sytuacja patologiczna, która służy czerpaniu nadmiernie wygórowanych korzyści podmiotom przetwarzającym owoce" - napisali w apelu. Sadownicy domagają się podwyższenia cen za owoce kierowane do przetwórstwa.

Rolnicy idą do Morawieckiego. "Będzie krew. Ten widok musi obiec całą Europę"

Na godzinę 13.00 w piątek rolnicy zapowiadają marsz z Placu Konstytucji pod kancelarię Mateusza Morawieckiego - Będzie mięso u premiera na schodach rzucone. Będzie krew. Ten widok musi obiec całą Europę - mówi jeden z organizatorów protestu

We wspólnej manifestacji mają iść producenci warzyw i ziemniaków, sadownicy oraz producenci wieprzowiny. Zamierzają zwrócić uwagę na rekordowo niskie ceny skupu i drożyznę w sklepach.

- Zaniedbania sięgają wielu lat. Po latach okazują się nawet celowymi działaniami. To rosyjskie embargo - na to ludzie wciąż bardzo często zwracają uwagę. Problemem jest też brak kontroli, brak handlu i przemysłu w polskich rękach - analizuje w rozmowie z "Faktem" Michał Kołodziejczak, prezes Stowarzyszenia Polskich Producentów Ziemniaków i Warzyw. "I podaje konkrety: za maliny w mieście płaci się 30 zł, a rolnik dostaje z tego 1,50 zł. Wiśnie w sklepie kosztują kilkanaście złotych, rolnikowi zostaje z tego złotówka" - pisze "Fakt".

- Będzie mięso u premiera na schodach rzucone. Będzie krew. Ten widok musi obiec całą Europę - zapowiadał wcześniej Kołodziejczak. Podkreślał jednak zarazem, że być może uda się tego uniknąć przez wzgląd na "szacunek dla urzędu".
Protestujący celowo ominą resort rolnictwa, gdyż jak twierdzą, "nie ma po co tam iść". – Wierzę, że premier potrafi zachować się jak prawdziwy mężczyzna - mówi Kołodziejczak. - Łatwo jest być Piotrusiem Panem i mówić o elektrycznych samochodach i o tym, że Polska ma być pionierem innowacji na świecie. Tymczasem premier nie potrafi sobie poradzić z produkcją żywności w swoim kraju - podsumowuje.