Ogółem sędzia miał uczestniczyć w wydaniu siedmiu wyroków, w których za działalność opozycyjną sądzono 16 osób, 13 skazano na kary więzienia, z czego 9 dostało wyroki w zawieszeniu. Sędzia poza jedną sprawą innych nie pamięta. Tłumaczy, że zgadzając się na nie liczył, że zostaną zmniejszone na mocy amnestii.
Widzieliśmy cztery wyroki sądów wojskowych z 1982 roku w składzie, których był Józef Iwulski, które skazywały za działalność opozycyjną. Pokazaliśmy je także pełniącemu obowiązki I Prezesa SN Józefowi Iwulskiemu. Powiedział, nam, że poza jedną sprawą działaczy KPN, o której mówił już wcześniej, reszty nie pamięta. Komentując pokazane wyroki, powiedział, że jeśli skazywał, to w kontekście mającej nastąpić amnestii, licząc na złagodzenie wyroków.
Jego zdaniem, udział w tych procesach nie rzutuje na jego obecną sytuację. - To było 36 lat temu, przez tyle lat zachowywałem się nienagannie. Uważam, że także wówczas zachowałem się przyzwoicie, nawet bardzo przyzwoicie. Nie mam nic na sumieniu. Jak były wyroki w zawieszeniu, to było to traktowane jakby to było praktycznie uniewinnienie. Jeśli coś się zdarzało, to - jak mówiłem - zapewne miałem na uwadze, że będzie amnestia – podkreśla Iwulski.
Jak wynika z katalogu IPN łącznie jest siedem wyroków, które wydawały składy orzekające z sędzią Iwulskim. W sześciu z nich zapadały wyroki skazujące, w jednym uniewinniający. Do tej pory nie udało nam się dotrzeć do wszystkich dokumentów. Widzieliśmy akta pięciu spraw. W czterech były wyroki, w piątej dokumentacja nie był kompletna i na dostęp do części akt z tej sprawy czekamy. Podobnie jak jeszcze do dwóch kolejnych.
Jak wynika z akt IPN i ewidencji służby wojskowej ówczesny sędzia sądu rejonowego w Krakowie Józef Iwulski został powołany we wrześniu 1982 roku do Wojskowego Sądu Garnizonowego w Krakowie w stopniu podporucznika. Orzekał w nim pół roku do marca 1983. Sprawy polityczne pochodzą z grudnia i stycznia. W trakcie służby Józef Iwulski został awansowany na pełnego porucznika.
Wyroki:
Pierwszy wyrok na jaki można się natknąć, został wydany 03.12 na działaczy KPN i Solidarności Henryka Kowala, Kazimierza Kowalówkę, Józefa Polaka, Władysława Smagałę, Mariana Stacha, Stanisława Wajdę i Jana Szadzińskiego. Oskarżonym zarzucano: działania mające na celu obalenie ustroju PRL poprzez działalność w Konfederacji Polski Niepodległej (KPN), Solidarności i rozpowszechnianie fałszywych wiadomości, mogących wywołać niepokój społeczny.
Dla Wajdy i Szadzińskiego proces zakończył się uniewinnieniem, Kowal i Smagala dostali wyroki w zawieszeniu, a Kowalówka i Stach poszli do więzienia. Jednak Józef Iwulski zgłosił zdanie odrębne. Wskazał, że oskarżonych Kowala i Smygałę należało uniewinnić, a wobec Stacha i Kowalówki wyeliminować zarzuty z dekretu o stanie wojennym w sprawie działania w zawieszonym nowym prawem związku "S". Gdyby jego zdanie podzieliła reszta składu, skazani otrzymaliby, co najwyżej wyroki w zawieszeniu. Właśnie ten wyrok wspominał ostatnio sędzia i to on jest przywołany w książce Adma Strzembosza "Sędziowie warszawscy w czasie próby 1981-1988". Podobna argumentacja znalazła się później w prośbie o rewizję wyroku jednego ze skazanych.
Kolejna wyrok zapadł w pierwszą rocznicę wprowadzenia stanu wojennego. Była to sprawa karna przeciwko Tadeuszowi Bagińskiemu, Władysławowi Brzeskiemu, Andrzejowi Machelowi oskarżonym o niezaprzestanie działalności związkowej i rozpowszechnianie fałszywych wiadomości. Sąd z Iwulskim w składzie skazał ich na kary od półtora roku do dwóch lat więzienia w zawieszeniu.
Dzień później sąd w składzie z Józefem Iwulskim skazał Jana Tomaszewskiego, więźnia zakładu karnego w Nowym Wiśniczu o bogatej przeszłości kryminalnej, na trzy i pół roku więzienia za sporządzanie i rozpowszechnianie ulotek o treści wyszydzającej naczelne organy państwa PRL. W ulotkach, jakie pisał, pojawiło się nawoływanie do stworzenia grup oporu i stawiania czynnego i biernego oporu władzy. Tomaszewski zwrócił się do Rady Państwa o zastosowanie prawa łaski, czego nie zrobiono, ale karę zmniejszono mu później na mocy amnestii o połowę.
20 grudnia 1982 roku sąd, w którego składzie miał być Józef Iwulski (akt tego wyroku nie wiedzieliśmy) skazał Irenę Mazur i Władysława Drąga za kolportaż ulotek i bibuły oraz kontynuowanie działalności związkowej na karę więzienia w zawieszeniu od półtora roku do dwóch lat.
Następnego dnia Józef Iwulski był w składzie sądu, który skazał Leszka Wojnara na trzy lata więzienia za prowadzenie działalności związkowej, druk i kolportaż 2 tys. ulotek wzywających do strajku powszechnego, "wyszydzając PRL przez przedstawienie konturu mapy Polski okolonej drutem kolczastym". W kwietniu 1983 roku skazańcowi odbycie reszty kary darowała ówczesna Rada Państwa.
Trzy dni później Józef Iwulski został awansowany na stopień porucznika. Na nominacji jest podpis ówczesnego szefa MON Floriana Siwickiego.
Katalogi IPN wskazują, że Józef Iwulski miał być jeszcze w dwóch składach orzekających, w których orzeczenia zapadły 28 grudnia i 26 stycznia. W obu był przewodniczącym. W pierwszej działacze "S" Janusz Kudełko i Józef Pawlus zostali skazani na dwa lata więzienia w zawieszeniu za prowadzenie działalności związkowej i kolportaż ulotek. W ostatniej sprawie Jacek Bańdura oskarżony o kolportaż pism "S" został uniewinniony. Na dostęp do akt obu spraw czekamy.
Jak wynika za danych w archiwach i katalogach IPN od 3 grudnia do 26 stycznia Józef Iwulski brał udział w wydaniu siedmiu wyroków na łącznie 16 opozycjonistów. Trzech z nich zostało uniewinnionych z 13 skazanych z czego 9 w zawieszeniu, a 4 na kary więzienia. W części wyroków zastosowano później prawo łaski lub amnestię, dotyczyło to skazań na bezwzględną karę więzienia.
Wojskowe epizody kariery Józefa Iwulskiego
W archiwach Instytutu Pamięci Narodowej figuruje jeden sędzia Józef Iwulski. Nic nie wskazuje, by była inna osoba o tym samym imieniu i nazwisku.
Po uzyskaniu w czerwcu 1976 roku tytułu mgr prawa na Uniwersytecie Wrocławskim z wynikiem bardzo dobrym w ramach przeszkolenia wojskowego trafił do szkoły oficerów rezerwy WSW na kierunku dochodzeniowym. Był tam od stycznia do czerwca. W dokumentach zachowały się pochwały i awanse, czasami o wydźwięku anegdotycznym. Pierwsza nagroda to 48 godzinna przepustka za zajęcie trzeciego miejsca w konkursie "Znam regulamin". Tak jak był bardzo dobrym studentem, tak był także bardzo dobrym kandydatem na oficera rezerwy. Nic dziwnego, że Iwulski ukończył SOR z wynikiem bardzo dobrym i 4 lokatą, uzyskując piątki z trzech przedmiotów: "społeczno politycznych, prawa i kryminalistyki oraz taktyki ogólnej, specjalnej i prewencji".
Tyle, że wbrew temu co sugeruje prof. Sławomir Cenckiewicz czy część użytkowników mediów społecznościowych, trudno traktować szkolenie w SOR jako obciążające. - Szkolenia w SOR WSW i służba rezerwistów w WSW nie podlegała lustracji. Zwyczajowo w ten sposób byli powoływani prawnicy do odbycia obowiązkowej służby wojskowej i to ludzie o różnych poglądach. Trudno traktować jako obciążające coś, na co nie obywatel nie ma wpływu – komentuje historyk i były z-ca dyrektora biura lustracyjnego IPN Piotr Gontarczyk.
Od lipca do grudnia 1976 roku Józef Iwulski trafił na praktyki do WSW w Krakowie. "Posiada predyspozycje na oficera służby wymiaru sprawiedliwości, a także oficera WSW" – brzmi podsumowanie opinii. Sędzia nie zdecydował się na karierę wojskową. Pracował w Sadzie Wojewódzkim, a potem Rejonowym dla Krakowa Podgórza. Karierę cywilną przerwały dwa epizody poboru do wojska.
Iwulski trafił do armii jako sędzia. Najpierw od września 1982 do marca 1983 orku, wówczas awansował na porucznika. Później kolejny raz trafił na pół roku do wojskowego wymiaru sprawiedliwości w 1986 roku, po czym był awansowany na kapitana. W obu przypadkach w teczce odnotowano pozytywne opinie o przebiegu służby. "Wysoce zdyscyplinowany i solidnie wypełniający obowiązki służbowe" – to adnotacja z 1983 r. Z kolei w 1986 był oceniony "jako wysoce zdyscyplinowany i o dużej kulturze osobistej". Opinie pokazują, że jego służba nie budziła zastrzeżeń, choć nie ma w teczce adnotacji "wzorowo", co świadczyłoby o gorliwości w pełnieniu obowiązków.
Widać, że Józef Iwulski, chciał przebyć pobyt w wojsku maksymalnie bezkonfliktowo, spełniając wszystko, czego od niego oczekiwano. Z punktu wymogów wojskowego wymiaru sprawiedliwości w LWP był dobrym kandydatem. Jak wynika z jego życiorysu jego rodzice pracowali jako pracownicy umysłowi w Komendzie Wojewódzkiej MO we Wrocławiu. On sam kolejno był członkiem Związku Młodzieży Socjalistycznej, Zrzeszenia Studentów Polskich w końcu PZPR. Choć jak można wyczytać w jego oficjalnym biogramie "od początku lat 80. był aktywnym działaczem Solidarności i wiceprzewodniczącym komisji zakładowej. Uczestniczył w pracach Centrum Obywatelskich Inicjatyw Ustawodawczych Solidarności".
Tyle, że kariera wojskowa była epizodem w życiu Józefa Iwulskiego. Do 1986 roku orzekał w sądzie rejonowym dla Krakowa Podgórza. Potem awansował do Sądu Wojewódzkiego w Krakowie; w 1990 został jego wiceprezesem. 1 lipca 1990 został powołany na sędziego Sądu Najwyższego, zaczął orzekać w Izbie Pracy, Ubezpieczeń Społecznych i Spraw Publicznych. Od 2014 do 2016 był przewodniczącym Wydziału III tej izby, obecnie jest jej prezesem.
Wiceszef Kancelarii Prezydenta Paweł Mucha pytany, czy przeszłość w sądownictwie wojskowym PRL będzie rzutować na ocenę prezydenta Andrzeja Dudy, który będzie decydował o tym, czy Iwulski przejdzie w stan spoczynku powiedział: - Prezydent podejmując tę decyzję będzie brał pod uwagę wszystkie znane mu okoliczności także dotyczące postawy etycznej- podkreśla.
Rozmowa z Prezesem Józefem Iwulskim
Pan Prezes pamięta sprawę działaczy KPN, innych nie. Także gdy pokazujemy akta?
Nie pamiętam.
Ale to były zapewne emocjonalnie obciążające rozprawy.
Pamiętałem jedną tę wspomnianą sprawę w której nosiłem się z tym, by napisać zdanie odrębne, tych pozostałych nie pamiętam. Może te wyroki skazujące były ze świadomością, że będzie amnestia i krzywda im się nie stanie.
Sadził pan wówczas dużo spraw?
Bardzo dużo. To były w szczególności sprawy o dezercję z militaryzowanych zakładów pracy. W stanie wojennym część zakładów zmilitaryzowano, ludzie porzucali pracę w nich nie wiedząc o tym, że jest to traktowane jako dezercja.
Czy kwestia orzekania w tych sprawach rzuca cień na pana sytuację w tej chwili?
Moim zdaniem nie ma jakiegokolwiek przełożenia. To było 36 lat temu, przez tyle lat zachowywałem się nienagannie. Uważam, że także wówczas zachowałem się przyzwoicie, nawet bardzo przyzwoicie. Nie mam nic na sumieniu. Jak były wyroki w zawieszeniu, to było traktowane jakby to było praktycznie uniewinnienie. Jeśli coś się zdarzało, to - jak mówiłem - zapewne miałem na uwadze, że będzie amnestia.
Jak pan trafił do wojskowego wymiaru sprawiedliwości?
Byłem sędzią w wydziale cywilnym sądu rejonowego w Krakowie i zostałem powołany do służby wojskowej jako sędzia. Już 14 grudnia 1981 roku na sali, na której prowadziłem rozprawę pojawił się podoficer w asyście dwóch szeregowców z karabinami i zostałem wzięty do wojska. Kilkanaście godzin wozili mnie po różnych jednostkach i o godz. 3.00 w nocy zostałem zwolniony do domu. Potem zostałem wezwany do służby na pół roku.
Rozmawiali Grzegorz Osiecki Małgorzata Kryszkiewicz
Więcej na ten temat w poniedziałkowym wydaniu DGP, w tym m.in. rozmowa z sędzią Iwulskim >>>