Nie będzie apeli o masowe zgłaszanie się do konkursów na stanowisko sędziego Sądu Najwyższego. W procedurze weźmie udział kilka wytypowanych osób posiadających wysokie kwalifikacje. Ich celem będzie odwołanie się od uchwały Krajowej Rady Sądownictwa. W ten sposób zmuszą Naczelny Sąd Administracyjny, który te odwołania będzie rozpatrywał, aby wypowiedział się na temat tego, czy konkurs jest ważny (środowisko uważa, że obwieszczenie prezydenta o wolnych stanowiskach sędziowskich powinno mieć kontrasygnatę premiera) i czy KRS jest tym organem, o którym mowa w konstytucji. Tak najprawdopodobniej będzie wyglądał plan środowiska sędziowskiego na najbliższy tydzień. Wszystko rozegra się do niedzieli, wówczas bowiem minie termin na zgłaszanie się do konkursu na 44 wolne stanowiska w SN.
Środowisko prawnicze musiało zmienić swoją strategię przez to, co wydarzyło się w Sejmie pod koniec zeszłego tygodnia. Posłowie partii rządzącej przegłosowali zmiany m.in. w ustawie o SN, zgodnie z którymi odwołanie się przez uczestnika konkursu od uchwały KRS nie będzie już skutkowało zablokowaniem - do czasu rozpatrzenia odwołania przez NSA - całej procedury konkursowej. A na tym opierał się pierwotny plan stowarzyszeń - masowe zgłaszanie się i później odwoływanie się do NSA miało opóźnić proces obsadzania nowymi sędziami Sądu Najwyższego. Po zmianach nie będzie to już miało sensu. Rozwiązanie to skrytykował m.in. rzecznik praw obywatelskich, który ocenił, że w ten sposób uchwały KRS będą de facto wyjęte spod kontroli sądowej.
Krytykowana jest także i ta zmiana, zgodnie z którą kandydaci do SN będą musieli złożyć o połowę mniej niż to jest obecnie dokumentów mających świadczyć o ich kwalifikacjach. Co więcej, brak takowych nie będzie - zgodnie z nowymi przepisami - przeszkodą do tego, aby KRS przygotowała listę rekomendowanych kandydatów na stanowiska w SN. Zmiany przegłosowane przez izbę niższą mają również umożliwić szybszy wybór nowego I prezesa SN. Aby zmierzający do tego proces mógł się rozpocząć, nie będzie już trzeba czekać na obsadzenie aż 110 stanowisk sędziowskich, teraz wystarczy zapełnić ich 80.
Ale przyjęte w piątek zmiany dotknęły nie tylko najważniejszy sąd w Polsce. Gros tych rozwiązań dotyczy bowiem także sądownictwa powszechnego. Chyba najwięcej kontrowersji wzbudziła propozycja zmierzająca do uczynienia iluzoryczną zasady losowego przydziału spraw. Po fali krytyki ze strony opozycji poseł sprawozdawca Marek Ast ostatecznie zaproponował wykreślenie kontrowersyjnego przepisu z projektu.
Reklama
Kolejne zmiany mają doprowadzić do znacznego osłabienia samorządu sędziowskiego, a przede wszystkim takich ich organów jak zgromadzenia ogólne sędziów. To właśnie one ostatnimi czasy bardzo głośno protestowały, wydając wiele uchwał przeciwko kolejnym nowelizacjom ustawy o SN. Gdy zmiany wejdą w życie, zniknie wymóg kworum na tego typu zgromadzeniach. Efekt będzie więc taki, że uchwały będą mogły być podejmowane nawet wówczas, gdy zbierze się zaledwie kilku sędziów z danego okręgu czy apelacji. Sędziowie obawiają się, że może to doprowadzić do tego, że ważne decyzje będą zapadać w ścisłym gronie złożonym z zależnych do ministra sprawiedliwości prezesów i wiceprezesów.
Szeroko komentowaną zmianą jest również ta, zgodnie z którą sędziowie będą się teraz odwoływali od wyznaczonego przez prezesa zakresu obowiązku, a także od decyzji o przeniesieniu ich do innego wydziału, nie do kolegium swojego sądu, a do KRS.
To rozwiązanie skrytykował m.in. SN. W opinii przesłanej do Sejmu napisano, że "zmiana podziału czynności sędziego może być bowiem wykorzystywana jako forma wywierania na niego presji bądź jako środek represji wobec określonych sędziów, przypominający (…) karę dyscyplinarną". Pojawiają się również głosy, że zmiana jest dowodem na to, iż KRS została podporządkowana politykom. Tak uważa np. rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar.
Dziś ustawą zajmie się Senat. Wszystko wskazuje na to, że ekspresowy tryb będzie kontynuowany. O zmianach będzie dyskutować senacka komisja praw człowieka, praworządności i petycji. Potem ustawa trafi na posiedzenie izby, które zaczyna się we wtorek. Jest bardzo prawdopodobne, że Senat nie wprowadzi poprawek, co pozwoli odesłać ją jeszcze w tym tygodniu do podpisu prezydenta. – Jeśli będzie taka potrzeba, to dodatkowe posiedzenie mimo wakacji będzie zwołane – mówi nam jeden z polityków rządzącego ugrupowania. PiS zależy na szybkim tempie z racji przepisów, które mają przyspieszyć wybór I prezesa Sądu Najwyższego.
Partia chce jak najszybciej przeprowadzić zmiany w Sądzie Najwyższym po pierwsze dlatego, by protesty przeciwko zmianom w SN i samej ustawie nie nabrały tempa, a po drugie, by zmiany w Sądzie stały nie nieodwracalne. Tak, by ewentualne niekorzystne dla PiS decyzje Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej nie mogły ich powstrzymać. Oczywiście decyzja o wejściu w życie nowych przepisów zależy także od prezydenta. Urzędnicy Andrzeja Dudy mówią, że czeka on na ostateczną wersję projektu. Ale powtórka zeszłorocznego scenariusza z wetem wydaje się mało prawdopodobna.

Nowa I prezes Sądu Najwyższego już niedługo?

Małgorzata Manowska, dyrektor Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury jest najpoważniejszą kandydatką do objęcia stanowiska po prof. Małgorzacie Gersdorf (zdaniem większości parlamentarnej, rządu i prezydenta prezes Gersdorf jest już sędzią w stanie spoczynku, a zatem nie sprawuje funkcji pierwszego prezesa Sądu Najwyższego; część prawników jest przeciwnego zdania). Z naszych informacji wynika, że prof. Manowska jest już po słowie z ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobrą.
To wybitna prawniczka, sędzia z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem – zachwala ją jeden z posłów PiS. Jego zdaniem - abstrahując od obecnego sporu politycznego - prof. Manowska ma większe kompetencje od prof. Gersdorf, która przed objęciem funkcji sędziego Sądu Najwyższego nie orzekała. Manowska zaś jest sędzią Sądu Apelacyjnego w Warszawie, czyli - jak wyjaśnia poseł PiS - drugiego najistotniejszego sądu w Polsce po SN.
Małgorzata Manowska jest doktorem habilitowanym nauk prawnych. W 2007 r. była wiceministrem sprawiedliwości. Profesor Manowska przebywa obecnie na urlopie. Nie chciała rozmawiać z nami na temat swojej ewentualnej kandydatury.
Po opublikowaniu przez nas w sobotę w internecie informacji, że rządzący chcieliby, aby to właśnie prof. Manowska kierowała pracami Sądu Najwyższego, większość komentatorów nie kwestionowała jej kompetencji. Część osób wręcz twierdziła, że dziwnym by było, gdyby osoba o tak dużej wiedzy i doświadczeniu została prezesem dublerem i przyłożyła rękę do demolowania konstytucyjnego porządku państwa.