Przed laty, jak zapewne Państwo pamiętacie, Roman Giertych chciał do szkół wepchnąć dużo Sienkiewicza kosztem Witolda Gombrowicza – i rozpętało się piekło polskie. Przeciwnicy pomysłu twierdzili, że władza autorytarna i ciemna jak tabaka w nacjonalistycznym rogu (młodszym czytelnikom przypominam, że Giertych był ministrem edukacji w rządzie "pierwszego PiS") chce młodzieży odebrać krytyczne i samodzielne osądzanie narodowej tradycji. Sienkiewicza uznano za depozytariusza narodowo-militarnej bezmyślności, a na dodatek kolegę prezesa.
Tamten spór bardzo mnie poruszył. Bo nie dotyczył on w ogóle prawdziwego narodowego problemu – odwrócenia się przez szkołę od czytania, zwłaszcza tekstów bardziej złożonych czy też po prostu dłuższych. Awantura nie powinna dotyczyć tego, co będzie umieszczone na liście obowiązkowych lektur, lecz tego, że lista taka od dawna pozostaje zbiorem życzeń. Co zrobić, aby uczniowie (i nauczyciele) czytali dużo i z chęcią? Niestety, zagadnienie powyższe jest trudne, zaś plebiscyt "Józio" czy "Skrzetuski" był łatwy, jak wybór między "PiS" i "anty-PiS". I tak nam, cholera, zostało.
Poważne polskie problemy, związane z edukacją (gimnazja, egzaminy, przerost form ewaluacji nad treścią), sądami, emigracją zarobkową, mediami publicznymi, niskimi kosztami pracy, deficytem budżetowym, VAT, demografią, systemem bolońskim, konfesyjnością państwa, dotowaniem kultury, posmoleńskim wrakiem etc., aż prosiły się o awantury, ale poważne, w których triumfują emocje inne niż uczucia płytkie i stadne. Wygląda zaś na to, że istnienie PiS ułatwiło wszystkim życie. Trzeba tylko wyniuchać, czy 35-godzinny tydzień pracy albo gimnazja są pisowskie, czy nie, i od razu wiadomo, czy jest się za, czy przeciw.
Reklama
Być zwolennikiem albo przeciwnikiem obecnej władzy to sprawa poważna, partyjnych emocji ani myślę wyśmiewać. Są ważnym składnikiem życia niejednego demokratycznego narodu. Lenistwo umysłowe, ukryte w gąszczu tego sporu, to już jednak naśladowanie "Pana Kmicica i jego dzikiej kompanii". Ta prezentowała się dobrze w boju i świetnie, kiedy wjeżdżała do miasteczka. Żadnego z nich jednak nie zbudowała, a na tle Kmicica byle Janusz Radziwiłł wydawał się mędrcem.