Ale kiedy poprosić o konkretne przejawy tego flirtu, zaczynają się schody. Gdzieś prokuratura umorzyła śledztwo, gdzieś jakiś sąd patrzył przez palce na celtyckie krzyże, gdzieś były flagi ONR, a prezydent nie reagował (buczeniem?). Są jednak przykłady inne: policja zatrzymała, prokurator zadziałał, sąd skazał. Generalnie chodzi więc o klimat, nie o konkrety. Nie o to, że partia rządząca współpracuje z ONR czy podobnymi środowiskami, ale o to, że przedstawiciele PiS zestawiają ekstremizm prawicy z tym, co sami określają jako ekstremizm antypisowskiej opozycji, ten specyficzny ekstremizm "tłustych kotów".
W ten sposób, po pierwsze, irytują opozycję, po drugie, dezawuują ją, po trzecie wreszcie – przedstawiają się jako obrońcy tych, którymi gardził pokonany w 2015 r. salon lub układ – czy jak tam nazwać partie i zwolenników głównego nurtu. Przy tym faktycznie mrugają okiem do narodowców, dowartościowując ich ruch, tak samo wydawałoby się ważny, jak silny obóz sprzeciwu budowany wokół PO. Współpracy z Ruchem Narodowym nie ma, ale budowanie przez PiS innej narracji wobec nacjonalistów jest.
Reklama
ONR, zadziwiająco spokojnie reagujący na rozwiązanie środowego marszu, pokazał ze swojej strony właśnie współpracę z PiS. Wściekłość – pisał Krzysztof Bosak tuż po otrzymaniu informacji decyzji stołecznych władz. Na pewno, ale wydawałoby się naturalne, że ONR-owcy, zaprawieni w obchodach 11 Listopada, równie często przeszkoleni także w klubach kibica, płynnie przejdą od wściekłości werbalnej do fizycznej. Nie przeszli. Przypomnijmy, że niewiele wcześniej wielcy demokraci, zwolennicy zachowania sądów w dotychczasowym kształcie, pryskali w policjantów gazem pieprzowym i wykrzykiwali w ich stronę "gestapo". Czyli jakby wszystko na opak, nie ci byli agresywni, którzy powinni (?), i nie ci byli spokojni, co trzeba.
Ministrowi Brudzińskiemu ręce same złożyły się do oklasków.