Sprawy reprywatyzacyjne należą do skomplikowanych. Spadkobiercy lub handlarze roszczeń, aby otrzymać zwrot nieruchomości, musieli doprowadzić do uchylenia wielu decyzji. Sęk w tym, że w reprywatyzacyjnej praktyce w Warszawie o jednym rodzaju decyzji zupełnie zapomniano. A jak wyraźnie wskazał Sąd Najwyższy, jej pozostawienie w obrocie powinno skutkować odmową wydania nieruchomości przez miasto. Mówiąc wprost: gdyby tylko Hanna Gronkiewicz-Waltz wraz z podległymi jej urzędnikami zaczęli powoływać się na wyrok SN z 2010 r., w wielu przypadkach majątek pozostałby w rękach miasta. Tak się jednak nie stało.

Batalia w sądzie

Wyrok Sądu Najwyższego z 2010 r. zapadł w sprawie nieruchomości przy ul. Marymonckiej 49. To właśnie tym przypadkiem będzie zajmować się komisja weryfikacyjna. Mamy tu do czynienia z prawdziwymi spadkobiercami wywłaszczonych osób. Powstał spór między nimi a lokatorami budynku. Za tymi drugimi ujął się Sąd Najwyższy. Stołeczny magistrat jednak za pierwszymi.
Mieszkańcy nieruchomości przy Marymonckiej 49 przez lata twierdzili, że właścicielem nieruchomości jest miasto – i to ono powinno nią administrować oraz pobierać opłaty za lokale. I świadczy o tym chociażby wpis w księdze wieczystej, w której widnieje miasto. Urzędnicy jednak wcale się do tych zadań nie poczuwali. W 2005 r. poinformowali, że przekazanie budynku spadkobiercom nastąpiło zgodnie z prawem.
Reklama
Rozpoczęła się batalia sądowa. Swój finał miała w 2010 r. w Sądzie Najwyższym. Sędziowie uznali, że o własności spadkobierców nie może być mowy. Kluczowy powód: nikt nie wzruszył decyzji komunalizacyjnej.
Decyzje komunalizacyjne, wydawane głównie na początku lat 90. XX w., potwierdzały proces przejmowania majątku przez jednostki samorządu terytorialnego. A skoro dana decyzja była w mocy, nie ma powodu twierdzić, że miasto przestało być właścicielem nieruchomości.
Mieszkańcy odetchnęli z ulgą. Postanowili przypomnieć się ratuszowi. Okazało się jednak, że urzędnicy sobie nic z wyroku nie robili. Od 2010 r. do 2018 r. mieszkańcy nieruchomości przy ul. Marymonckiej 49 wysłali do Hanny Gronkiewicz-Waltz łącznie dziewięć pism. Pisali też do miejskiego biura audytu, Biura Gospodarki Nieruchomościami, burmistrza dzielnicy, rady m.st. Warszawy, a także wiceprezydentów.
„Nie wypada, żeby urzędnicy podlegli pani prezydent, która jest profesorem prawa, kwestionowali stanowisko Sądu Najwyższego” – czytamy w jednym z pism, datowanym na 1 marca 2012 r.
Na część pism w ogóle nie było odpowiedzi. Inne spotkały się z odpowiedzią w postaci zacytowania kilku przepisów, których złe rozumienie przez urzędników stwierdził SN.

Konsekwencje generalne

Sprawa Marymonckiej 49 ma charakter uniwersalny. Prezydent miasta wydała bowiem w 2008 r. zarządzenie, które wskazywało podległym jej urzędnikom, co powinni sprawdzać przy wydawaniu nieruchomości. Mowy o decyzji komunalizacyjnej w tym zarządzeniu nie ma. W 2010 r. zarządzenie więc powinno zostać zmienione – tak by urzędnicy sprawdzali również to, czy nadal nie ma decyzji komunalizacyjnej w obrocie. A jeśli jest – by odmawiali przekazania budynku, jako że bez wątpienia nie stanowi on własności wnioskodawców. Zarządzenie jednak zmienione nie zostało.
Z nieoficjalnych informacji wiemy, że akta sprawy Marymonckiej 49 trafią do prokuratury. Nie ma jednak mowy o składaniu zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa przez prezydent miasta, o czym piszą co pewien czas niektóre media. Prawo i Sprawiedliwość nie chce bowiem tuż przed wyborami samorządowymi spotkać się z zarzutem, że wykorzystuje prokuraturę do walki z prezydent miasta.
Zdaniem części członków komisji weryfikacyjnej jednak, gdy śledczy zajmą się sprawą, powinni dostrzec w niej liczne nieprawidłowości w działaniach prezydent miasta.
Moim zdaniem podstawowym argumentem świadczącym o złamaniu prawa może być właśnie brak zmiany zarządzenia i tym samym zlekceważenie wyroku Sądu Najwyższego, co może stanowić niedopełnienie obowiązków służbowych przez funkcjonariusza publicznego, a także bez wątpienia doprowadziło do powstania szkody w wielkich rozmiarach w majątku miasta – mówi nam jeden z członków komisji weryfikacyjnej.
Karniści, z którymi rozmawialiśmy, stwierdzili, że nie chcą wypowiadać się pod nazwiskiem: część z uwagi na to, że wykładają na tej samej uczelni co prezydent Gronkiewicz-Waltz (UW), inni utrzymują, że za słabo znają sprawę. Dwóch ekspertów stwierdziło jednak, że skoro Sąd Najwyższy wskazał jednoznacznie, iż decyzja komunalizacyjna pozostająca w obrocie przekłada się na brak tytułu prawnego do nieruchomości przez spadkobierców, to od dnia zapoznania się z wyrokiem przez prezydent miasta żadne więcej przekazanie nieruchomości przy obowiązującej decyzji komunalizacyjnej nie powinno mieć miejsca.
Jeśli nieruchomości były przekazywane, a urzędnicy robili to na podstawie błędnego zarządzenia prezydent miasta, można mówić nie tylko o odpowiedzialności politycznej, lecz także karnej. Niewydanie odpowiedniego zarządzenia może zostać uznane za niedopełnienie obowiązków w świetle art. 231 kodeksu karnego – wyjaśnia jeden z karnistów. Czyn ujęty w art. 231 k.k. można popełnić również nieumyślnie.
Nie wyciągajmy zbyt pochopnych wniosków. Rzeczywiście wyrok Sądu Najwyższego powinien być brany pod uwagę w dalszej działalności urzędników, ale nie można obarczać winą prezydent miasta – przekonuje Robert Kropiwnicki, członek komisji weryfikacyjnej z ramienia Platformy Obywatelskiej. Jego zdaniem zarzut, że Hanna Gronkiewicz-Waltz nie zmieniła zarządzenia po doręczeniu wyroku, jest absurdalny.
Tak samo jak niewłaściwe jest mówienie, że Hanna Gronkiewicz-Waltz zlekceważyła wyrok Sądu Najwyższego. Zlekceważyli go urzędnicy pracujący w Biurze Gospodarki Nieruchomościami. To logiczne, że prezydent nie zajmuje się osobiście każdą sprawą. Od tego ma ludzi. A wiele z tych osób, jak teraz widzimy, działało niewłaściwie – tłumaczy Robert Kropiwnicki. Dodaje także, iż ubolewa nad tym, że mieszkańcy nieruchomości przy ul. Marymonckiej 49 nie dostawali odpowiedzi z ratusza lub dostawali lakoniczne.
Ale znowu, przecież nawet jeśli korespondencja była adresowana do prezydent miasta, doskonale wiemy, że nie siedzi ona cały czas nad listami. Jeśli ktoś popełnił błąd, były to osoby odpowiedzialne za opracowanie wniosków po zapadłym wyroku SN oraz przygotowujące korespondencję do lokatorów – wskazuje minister Kropiwnicki.
Komisja weryfikacyjna po zajęciu się sprawą Marymonckiej 49 będzie chciała ustalić, w ilu przypadkach stołeczni urzędnicy przekazywali nieruchomości mimo obowiązującej decyzji komunalizacyjnej. Większość z tych spraw, o ile zakończyło się decyzją zwrotową, powinno zostać rozpoznanych, a wydane decyzje zwrotowe powinny być uchylone. Organ wyjaśniający sprawy reprywatyzacyjne chciałby również się dowiedzieć, dlaczego prezydent Warszawy nie wykorzystała korzystnego dla miasta wyroku SN do ochrony miejskich interesów.
Urząd m.st. Warszawy z zarzutami się nie zgadza. Rzecznik magistratu Bartosz Milczarczyk tłumaczy nam, że pogląd wyrażony w uzasadnieniu wyroku SN w indywidualnej sprawie nie jest źródłem prawa.
Generalnie jednak, jak wynika z nadesłanej nam odpowiedzi, prawnikom magistratu – w kontekście oceny czyjegoś prawa własności – bliżej po prostu było do orzeczeń, które były dla miejskiego majątku niekorzystne.

"Nieprawdziwa jest teza, jakoby Pani Prezydent nie zastosowała się do wyroku Sądu Najwyższego, który był dla majątku m.st. Warszawy korzystny. Miasto st. Warszawa posługiwało się tą przesłanką – brakiem uchylenia decyzji komunalizacyjnej, w procesach o wynagrodzenie za bezumowne korzystanie z nieruchomości. Argument ten nie okazał się jednak na tyle doniosły, aby zmienić linię orzeczniczą sądów" - pisze rzecznik magistratu. "Zwracam też uwagę, że pogląd wyrażony w uzasadnieniu wyroku Sądu Najwyższego w indywidualnej sprawie nie jest źródłem prawa, a orzecznictwo w tym zakresie nie było jednolite, a wręcz większość orzeczeń nie podzielała przedstawionego w cytowanym przez Pana orzeczeniu poglądu.
Przywołanemu w pytaniu wyrokowi Sądu Najwyższego można przeciwstawić miedzy innymi wyroki Sądu Najwyższego: z dnia z dnia 11. 08. 2011 r., sygn. akt I CSK 642/10, z dnia 25. 10. 2012 r., sygn. akt I CSK 160/12, postanowienia Sądu Najwyższego z dnia 11. 02. 2011 r., sygn. akt I CSK 288/10 i z dnia 23. 05. 2013 r. sygn. akt I CSK 619/12 oraz wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 18. 02. 2015 r., sygn.. akt I ACa 1242/14.
W szczególności polecam lekturę uzasadnienia wyrok Sądu Najwyższego z dnia 11. 08. 2011 r., sygn. akt I CSK 642/10.
Z uzasadnienia „(…) Skarżący (Miasto st. Warszawa) podniósł, że ocena charakteru posiadania przez niego spornej nieruchomości powinna uwzględniać moc wiążącą decyzji komunalizacyjnej, której nieważność stwierdzona została dopiero w 2006 r. Zdaniem pozwanego, dopóki decyzja ta obowiązywała nie można odmówić pozwanemu (Miastu st. Warszawie) statusu właściciela, co wyklucza uznanie go za posiadacza samoistnego, nie mającego tytułu prawnego do nieruchomości, a już w żadnym wypadku nie uzasadnia traktowania go jako posiadacza w złej wierze.(…) Sąd drugiej instancji przyjął, że skutkiem uchylenia decyzji z 1952 r. było usunięcie wszystkich skutków prawnych, jakie decyzja ta wywołała i restytuowanie stanu poprzedniego, z czym łączyło się nieprzerwane trwanie przewidzianego w art. 5 dekretu o własności i użytkowaniu gruntów na obszarze m. st. Warszawy prawa własności budynków po stronie Jana H. a następnie powódki oraz roszczenia petytoryjnego w zakresie powyższego prawa. (…) Miasto st. Warszawa, z racji powszechności roszczeń kierowanych przez byłych właścicieli gruntów warszawskich, już w chwili powzięcia informacji o wystąpieniu przez powódkę z wnioskiem o stwierdzenie nieważności decyzji odmawiającej ustanowienia prawa własności czasowej, było w stanie ocenić szanse powodzenia takiego żądania, a w konsekwencji - uświadomić sobie, że podstawa prawna władania przez nie budynkiem może być wkrótce podważona ze skutkiem wstecznym. Przyjęcie stanowiska proponowanego przez pozwanego, polegającego na przeprowadzeniu oceny stanu jego świadomości w oderwaniu od jego rzeczywistej wiedzy i doświadczenia, z odwołaniem się jedynie do domniemania wynikającego z obowiązywania decyzji komunalizacyjnej, w chwili orzekania już skutecznie podważonej, stanowiłoby przejaw nieuzasadnionego formalizmu w zakresie kryteriów określenia dobrej i złej wiary (por. także wyrok Sądu Najwyższego z dnia 23 lipca 2004 r., III CK 212/03, nie publ. poza bazą Lex nr 174183).
Dla pełnego wyjaśnienia sprawy wskazuję, że co do zasady nie budzi kontrowersji, że tzw. „mała decyzja reprywatyzacyjna” czyli orzeczenie stwierdzające nieważność decyzji odmawiającej prawa własności czasowej powoduje przywrócenie stanu sprzed tej decyzji tzn. budynek jest własnością właścicieli dekretowych lub ich następców prawnych, a wniosek o przyznanie własności czasowej pozostaje do rozpoznania (dopiero odmowa przyznania własności czasowej – obecnie użytkowania wieczystego powoduje zakończenie postępowania, czego skutkiem jest utrata własności budynku).
Decyzja komunalizacyjna jest decyzją deklaratoryjną, wydaną przed orzeczeniem stwierdzającym nieważność odmowy przyznania własności czasowej. Decyzja stwierdzająca nieważność odmowy przyznania własności czasowej przywraca stan prawny sprzed wydania decyzji komunalizacyjnej (zmienia stan prawny) z mocą wsteczną. Zatem decyzja komunalizacyjna jako decyzja deklaratoryjna stwierdzająca stan na dany dzień staje się na skutek decyzji stwierdzającej nieważność odmowy błędna. Na skutek stwierdzenia nieważności odmowy przyznania własności czasowej do gruntu z mocą wsteczną, stan prawny nieruchomości na dzień wydania decyzji komunalizacyjnej jest inny niż stwierdzony decyzją, czyli decyzja komunalizacyjna staje się wadliwa. Nie można zatem skutecznie powoływać się na deklaratoryjną (i niezgodną z istniejącym w danym momencie stanem prawnym) decyzję komunalizacyjną jako przesłankę negatywną do zwrotu budynku właścicielom dekretowym bądź ich następcom prawnym (w przypadku zgłoszenia takiego żądania), ani tym bardziej rozpoznania wniosku dekretowego".




Ratusz powinien się do tego wyroku dostosować

Często rozmawiając o reprywatyzacji, zapomina się o wątku tzw. dekomunalizacji mienia. Na podstawie specjalnej ustawy z 1990 r. gminy z mocy prawa otrzymały nieruchomości, a stwierdzał to w decyzji wojewoda. Usuwając skutki komunistycznej nacjonalizacji w trybie administracyjnym, należało w związku z tym również usunąć z obrotu wskazaną decyzję wojewody, co niejednokrotnie w swoich decyzjach podkreślał prezydent m.st. Warszawy. W 2008 r. Hanna Gronkiewicz-Waltz wydała zarządzenie, w którym nakazywała przekazywanie budynków następcom prawnym byłych właścicieli przed wydaniem decyzji reprywatyzacyjnej. Nie wspomniała w nim o kwestii dekomunalizacji. Nieruchomość przy ul. Marymonckiej 49 została przekazana spadkobiercom właścicieli bez decyzji reprywatyzacyjnej, a mieszkańcy twierdzili, że dopóki nie zmieni się wpis w księdze wieczystej, miasto dalej powinno wykonywać obowiązki właścicielskie. Ich argumenty potwierdził Sąd Najwyższy. Nie można przekazywać budynków przed usunięciem z obrotu decyzji komunalizacyjnej. Naturalnym odruchem prezydenta winno być niezwłoczna zmiana zarządzenia, w zgodzie z wyrokiem. Hanna Gronkiewicz-Waltz jednak konsekwentnie przez lata wyrok ten ignorowała i ani nie zakończyła sprawy reprywatyzacyjnej, ani nie wykonywała obowiązków właścicielskich. Obecnie komisja weryfikacyjna bada, ile nieruchomości było przekazanych po wpłynięciu tego wyroku. Do czasu zajęcia się sprawą przez SN można było mówić o tej kwestii jako spornej, natomiast po doręczeniu wyroku do warszawskiego ratusza powinien on się do niego dostosować i przestać wydawać nieruchomości bez dekomunalizacji.