Rząd zagrał proceduralnie, chcąc zmusić Sąd Najwyższy do wycofania pytań prejudycjalnych wysłanych do Trybunału Sprawiedliwości UE. Próba nie musi okazać się skuteczna. Na razie SN czeka z rozpatrzeniem wniosku ZUS o wycofanie zażalenia na to, by akta sprawy wróciły z Luksemburga. Bo gdy wystąpił z pytaniami prejudycjalnymi do TSUE, wysłał tam też akta sprawy.
Gdy akta trafią do Warszawy, sąd może podjąć decyzję. Nie jest przesądzone, że zgodzi się na wniosek ZUS. – Są przepisy każące badać interes osoby ubezpieczonej. Sąd będzie to rozważał. Umorzenie jest prawdopodobne, ale nie musi tak być – zauważa rzecznik SN sędzia Michał Laskowski. Są okoliczności, które mogą spowodować, że nie będzie automatyzmu.
Po pierwsze, powstaje pytanie, kto miałby umorzyć postępowanie z powodu wycofania zażalenia przez ZUS. –Dysponentem sprawy jest siedmioosobowy skład SN, który miał rozpatrzeć przedstawione mu zagadnienie prawne dotyczące zakresu unijnej koordynacji systemów zabezpieczenia społecznego – mówi Krystian Markiewicz, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”. I tu pojawia się problem, gdyż w składzie tym byli sędziowie SN, którzy ukończyli 65 lat i których sytuacja stała się pretekstem do zadania pytań prejudycjalnych do TSUE dotyczących przepisów obniżających do 65. roku życia wiek przechodzenia sędziów SN w stan spoczynku.
– Nie można umorzyć postępowania, dopóki TSUE nie udzieli odpowiedzi i tym samym nie rozstrzygnie, czy sędziowie ci mogą dalej orzekać, czy nie – uważa prezes Markiewicz. Przypomina, że to obecny rząd wprowadził zasadę niezmienności składów orzekających. – Zdaniem PiS to gwarant bezstronnego i niezawisłego procesu. I choć zasada ta została zapisana w prawie o ustroju sądów powszechnych, można ją rozciągać na postępowania toczące się przed SN.
Kolejny argument to fakt, że decyzja ZUS może być potraktowana jako nadużycie prawa procesowego. – ZUS, cofając zażalenie, uzyskuje niekorzystne dla siebie rozstrzygnięcie, co jest absurdem i może być potraktowane jako klasyczny przykład nadużywania przez stronę przysługujących jej uprawnień procesowych – tłumaczy Markiewicz. Jego zdaniem SN ma mocne argumenty, aby nie spieszyć się z umorzeniem postępowania do wydania rozstrzygnięcia przez TSUE.
Nawet gdyby decyzja SN była inna, to SN się ubezpieczył, bo skierował bliźniacze pytania do TSUE na tle innej sprawy. Jak to możliwe, skoro sędziowie, którzy ukończyli 65. rok życia i którzy otrzymali od prezydenta informację, że przechodzą w stan spoczynku, zapowiedzieli, że na razie powstrzymają się od orzekania? W składzie, który zdecydował się zadać pytania TSUE, zasiadał sędzia Krzysztof Rączka, który przez chwilę znajdował się w bardzo specyficznej sytuacji prawnej.
Jak mówił, zapisane w ustawie o SN zasady przechodzenia w stan spoczynku sędziów, którzy ukończyli 65. rok życia, były wobec niego niewykonalne. Przepis mówi, że sędzia, który chce orzekać dłużej, musi złożyć oświadczenie o woli dalszego zajmowania stanowiska. Nie później niż na sześć i nie wcześniej niż na 12 miesięcy przed ukończeniem 65. roku życia. Sędzia Rączka osiągnął ten wiek 28 lipca 2018 r., co oznaczało, że wspomniany okres przypadał w jego przypadku między 28 lipca 2017 r. a 28 stycznia 2018 r. Ale w tym czasie nie obowiązywała jeszcze ustawa o SN, która weszła w życie 3 kwietnia, a więc przepis o składaniu oświadczenia nie mógł mieć w jego przypadku zastosowania. Ustawodawca wprowadził specjalnie dla Rączki nowe przepisy, dzięki którym może on orzekać do 3 kwietnia 2019 r. Mimo to sędzia uznał, że jego status jest na tyle niejasny, że są podstawy, aby zainteresować problemem TSUE. – Sędzia jest osobą powyżej 65. roku życia i jest zmuszany do złożenia oświadczenia. Stąd zasadność takiego pytania – podkreśla rzecznik Laskowski.
W obu sprawach, na których kanwie SN postanowił zadać pytania prejudycjalne TSUE, występuje element transgraniczny. To, że to celowa taktyka ze strony SN, potwierdza rzecznik sądu Michał Laskowski. – Nie w każdej sprawie można się zwrócić do TSUE – podkreśla Laskowski. Zdaniem części prawników to nadmierna ostrożność.
– SN dmucha na zimne. Choć toczyły się dyskusje, czy aby TSUE zajął się pytaniami prejudycjalnymi, sprawa musi dotyczyć prawa UE, dziś już wiadomo, że nie ma takiej konieczności. Spekulacje przeciął sam TSUE, wydając orzeczenie w sprawie portugalskich sędziów – mówi sędzia Markiewicz. Chodzi o wyrok z 27 lutego w sprawie sędziów Trybunału Obrachunkowego Portugalii. Domagali się od swego państwa wyrównania obniżonych zarobków. TSUE zajął się sprawą, choć na pierwszy rzut oka niewiele miała ona wspólnego z prawem unijnym.
Pytania prejudycjalne SN są krytykowane w obozie rządowym. – To przejaw łamania prawa przez sędziów. Jeśli dopuszczalne są równe stanowiska sędziów w poszczególnych sprawach, wypływające ze swobody orzeczniczej, nie można tolerować świadomego działania wbrew jednoznacznym zapisom ustawy – krytykuje działanie SN Stanisław Piotrowicz z PiS. I wskazuje, że pytania prejudycjalne powinny odnosić się do materii rozpoznawanej przez sąd i by rozstrzygnięcie TSUE miało znaczenia dla danej sprawy, a tu tak się nie dzieje. Oprócz pytań prejudycjalnych SN oraz innych polskich sądów w trybunale jest także skarga Komisji Europejskiej na ustawę o SN. W tym tygodniu może zapaść decyzja o środku zabezpieczającym, o który wystąpiła Bruksela.