Zgadzam się z Bartłomiejem Sienkiewiczem, który powiedział w Polsacie, że taśmy z restauracji Sowa i Przyjaciele mogą ciążyć na polskiej polityce jeszcze długie lata. Wykaz postaci i tematów, które miały się znaleźć na nieodkrytych nagraniach, opublikowany przez Onet na podstawie zeznań kelnerów Marka Falenty, przyprawia o zawrót głowy.
Rozmowy Aleksandra Kwaśniewskiego z Janem Kulczykiem czy z Leszkiem Millerem mogą mieć wartość głównie historyczną (nawet jeśli ujawnią kulisy afery Rywina). Ale co zawierają konwersacje z udziałem Jacka Rostowskiego, Radosława Sikorskiego, Sławomira Nowaka, Pawła Grasia, Andrzeja Biernata czy Igora Ostachowicza, zaufanego Donalda Tuska?

Czy tylko pogawędki?

Reklama
Kolejne kampanie układające się w dwuletnią sekwencję zachęcają do odpalania czegoś, co stało się ni to towarem, ni to narzędziem presji. Choćby publiczna telewizja raz po raz wyjmuje jakieś resztki ze spiżarki i strzela sugestiami, co jeszcze wyciągnąć można. Wystawiony na ciosy jest prawie wyłącznie obóz, który można definiować jako broniący III RP. A jednak "prawie" robi tu wielką różnicę.
Taśma przypominająca o konwersacjach Mateusza Morawieckiego jako prezesa Banku Zachodniego WBK z biznesowym przyjacielem Zbigniewem Jagiełłą, a także z wpływowym niegdyś platformerskim menedżerem Krzysztofem Kilianem, jest tematem wrzawy od ponad tygodnia. Premier opowiada, że padł ofiarą VAT-owskiej mafii, która chce go zniszczyć za uszczelnienie systemu podatkowego. Ale przecież wystarczy, że jest szefem rządu i twarzą kampanii wyborczej PiS.
Czy wrzawa jest uzasadniona? Może i szukał metody wsparcia byłego ministra skarbu Aleksandra Grada, ale nie dowiedziono, że skończyło się czym innym niż gadaniem. Także załatwianie pracy synowi polityka PiS Ryszarda Czarneckiego to obyczajowy detal. Stawką było tu głównie przypomnienie, w jakim towarzystwie obracał się Morawiecki, zanim stał się nadzieją obecnego obozu rządzącego. Platformersi wypominający mu do tej pory, że jest oligarchą gromadzącym akcje i domy zapisane na żonę, teraz chcą, aby pamiętano: był jednym z nich. Refleksja, że rzeczywistość nie jest czarno-biała, jest obca właściwie wszystkim stronom. I politykom opozycji trąbiącym o krętaczu, który zmieniał przyjaciół. I wielu ludziom PiS, którzy akceptują Morawieckiego tylko dlatego, że chce tego Jarosław Kaczyński.
Oczywiście nad premierem wisi wciąż ta "jedna, dwie taśmy więcej", o których mówią kelnerzy, a których w zasobach prokuratury nie ma. Co prawda nie wiemy, czy przyznawał się tam do czegoś naprawdę nagannego. Podsłuchujący nie są nawet pewni, czy rozmawiano o wyłudzaniu kredytów czy kupowaniu nieruchomości "na słupa". Tak czy inaczej, to powinno na zdrowy rozum wypłynąć podczas kampanii parlamentarnej. Chyba że rękę położył na nagraniu ktoś, kto zdecyduje, że nie wypłynie nigdy. I tu pytanie o cenę jest zasadne.