Jarosław Kaczyński był gościem programu "Pytanie na śniadanie" emitowanym w TVP2. Prezes PiS opowiadał m.in. o tym, jak wygląda jego dzień, dlaczego ma dwa koty i co lubi jeść.

Reklama

- Można powiedzieć, że jestem sową, wielkim puchaczem – tak prezes PiS odpowiedział na pytanie, czy lubi wstawać rano. – Nie lubię, pracuję albo coś robię zwykle do ok. 3 w nocy.

Przyznał, że kiedyś pracował na dwa etaty i był człowiekiem na pograniczu pracoholizmu. – Lata lecą, dzisiaj wydajność już nie ta, co kiedyś. Kiedyś byłem człowiekiem na granicy pracoholizmu, dzisiaj pracuję na półtora etatu, jakoś tam wyrabiam – stwierdził.

Kaczyński powiedział także, jak wygląda jego dzień. Widzowie mogli się dowiedzieć, że prezes PiS nie lubi kawy i pije tylko herbatę. – Robię wszystko to, co trzeba zrobić rano. Obsłużyć koty, trochę posprzątać. Potem się jedzie do pracy – opowiadał. Pytany o to, jak się relaksuje, odpowiedział, że bardzo lubi czytać i uczestniczyć w spotkaniach towarzyskich.

- Mam wielu przyjaciół w polityce, z którymi lubię rozmawiać. Ale mam bardzo wielu przyjaciół, którzy polityką się nie zajmują. Państwa Baboszów (...), Anna Bielecka i jej mąż Piotr Walkowiak. To jest takie moje odkrycie towarzyskie ostatnich lat. Ale naprawdę przemiła osoba: Julia Przyłębska. Ona jest prezesem Trybunału Konstytucyjnego, ale to są całkiem prywatne znajomości, bardzo lubię u niej bywać, zresztą tam bardzo wiele osób bywa, bo ona jest bardzo towarzyska - mówił prezes PiS.

Podczas rozmowy nie mogło zabraknąć również tematyki kulinarnej. Prezes zdradził, że lubi grillować, ale najbardziej lubi jeść. – Lubię zjeść takie bardzo proste potrawy. Jestem Polakiem z krwi i kości. Bigos, placki kartoflane, pierogi ruski, schabowy z kapustą, wszystkie rzeczy z grilla – wymieniał ulubione potrawy. Przyznał, że w swoim życiu próbował też subtelnych potraw w bardzo dobrych restauracjach, szczególnie francuskich, ale "nie był zszokowany ich nadzwyczajną jakością".

- Nie jest tak, że nie potrafię gotować, były lata, że gotowałem obiady, ale odkąd jestem sam kupuję obiady. Potrafię zrobić jajecznicę, czy omlet. Lubię też jeść same naleśniki, bez żadnego wkładu – powiedział.

Prowadzący Michał Olszański zapytał prezesa PiS, czy często myśli o swojej zmarłej mamie. – Bardzo często – wyznał Kaczyński. – Odeszła przedwcześnie, wiele koleżanek mamy przekroczyło 90 i żyją dalej. Żałuję, że moja mama odeszła wcześnie. To była bardzo ważna osoba w moim życiu. Jeśli chodzi o dzieciństwo, jej wkład w wychowanie mnie i mojego brata był ogromny. Poświęcała wiele spraw towarzyskich i zawodowych, przeczytała nam wiele książek, zajmowała się nami na różne sposoby. Była bardzo sympatyczną osobą, była autorytetem i wsparciem nawet wtedy, gdy była bardzo ciężko chora, gdy było po śmierci brata – wspominał. Przyznał, że gdy jej życie balansowało na granicy życia i śmierci, lekarze powiedzieli mu, aby jak najdłużej zwlekać z powiedzeniem jej o śmierci Lecha Kaczyńskiego i katastrofie pod Smoleńskiem. – Robiłem różne rzeczy, drukowaliśmy specjalny numer "Rzeczpospolitej", próbowano zrobić z tego aferę – wspominał.

Reklama

Prezes PiS wyjaśniał także dlaczego jest właścicielem kotów, a nie psów. – Lubię psy, psy mają wiele zalet. Mam taką życiową sytuacje, taki sposób życia, kiedy sam bym nie mógł wyprowadzać psa – powiedział. Dodał, że koty da się ułaskawić i są to bardzo sympatyczne zwierzęta. – Mam dobrą kocicę i złego kota. Jeden zły kot jest mruczusiem. Jest między nimi nimi pewna konkurencja, nawet nie o jedzenie, bo tego mają w brud, ale gdzie kto śpi. Są najlepsze miejsca i są te gorsze. Najlepsze są w moim pokoju i na moim tapczanie, tam jest miejsce dla kocicy i koczura. Koczur patrzy, że ja jestem i podbiega, i wyrzuca kocicę – opowiadał prezes.

Przyznał, że czworonogi źle znoszą jego nieobecność. - Obrażają się, że mnie dłużej nie ma. Do krótszych pobytów są przyzwyczajone. Kiedy mnie nie było długo, bo miałem problemy ze zdrowiem, czy na wakacjach wtedy się obraziły – powiedział. Koty Kaczyńskiego to kocica Fiona. Imię jej nadała jeszcze nieżyjąca już matka prezesa – Jadwiga Kaczyńska. Drugi kot to Czaruś. – Znalazł się pod domem. Jeden z panów, który mnie ochrania, przyniósł go na dłoni. Mały kociaczek, z którego wyrósł duży, czarny kocur – mówił prezes.

Wcześniej o wizytę prezesa w telewizji śniadaniowej, pytany był Adam Bielan. Gdy Beata Lubecka stwierdziła, że "nie słyszała wcześniej, żeby prezes Kaczyński siadał na kanapie, gdzie wcześniej siadali celebryci głównie, odpowiedział, że zdarzało się to wcześniej. - Jak jeszcze byłem rzecznikiem PiS-u - powiedział Bielan w Radiu ZET.

Dopytywany, czy to on podsunął ten pomysł, zaprzeczył. - Nie, nie, ja prowadzę intensywnie swoją kampanię, natomiast nie widzę w tym niczego dziwnego, wielu polityków występuje... - powiedział. Dodał, że nie jest to ocieplanie na gwałt wizerunku prezesa.

- Jarosław Kaczyński nie startuje w tych wyborach, jest naszym liderem, jest liderem naszego obozu...- stwierdził - Nie sądzę, żeby była jakaś konieczność ocieplania wizerunku. Jeżeli pyta mnie pani o wynik wyborów, to tak, on jest zagrożony, to nie jest tak, że my jesteśmy pewni zwycięstwa. Ja przypomnę, że pięć lat temu PO wygrała wybory europejskie różnicą trzech promili – 25 tysięcy głosów. Te wybory naprawdę – i to powtarzam od dawna – mogą rozstrzygnąć się bardzo niewielką liczbą głosów. Wiemy, że będzie duża mobilizacja wyborców PO i lewicy. My musimy zrobić wszystko, żeby uświadomić naszym wyborcom, że te wybory są naprawdę ważne. To są najprawdopodobniej najważniejsze wybory europejskie w naszej historii. Więc tutaj absolutnie nie możemy osiąść na laurach, i dlatego że np. dzisiaj mamy sondaż, w którym... - mówił.