Cień po PO-PiS-ie mamy na krakowskiej liście Platformy. Otwiera ją Jarosław Gowin, wspierany - już spoza listy - przez Jana Rokitę i Kazimierza Marcinkiewicza. To, co otrzymaliśmy w zamian, przedstawia lista PiS. Otwiera ją Zbigniew Ziobro, a na drugim miejscu jest Zbigniew Wassermann.

Reklama

Gowin w tych wyborach osłania odsłonięte przez Rokitę prawe skrzydło PO. I robi to nadspodziewanie skutecznie jak na człowieka, który do polityki przyszedł z uniwersytetu. Gowin nie gustuje w negatywnej, antypisowskiej kampanii, w którą inni liderzy PO tak chętnie się ładują, tyle że kiepsko im ona wychodzi. Dlatego że odbywa się na polach wyznaczanych przez PiS, a PO swoją kampanię negatywną odgrywa bez przekonania. Trochę tak jak Borowski, który ratując Kwaśniewskiego, odegrał rolę SLD-owskiego swojaka.

Komorowski wzywający do Polski obserwatorów OBWE, Palikot wymachujący gumowym fallusem niespecjalnie docierają do centrowego wyborcy, który tęskni za szczyptą kampanii merytorycznej. Jarosław Gowin to rozumie, dlatego zamiast kampanii negatywnej wybrał poparcie Marcinkiewicza. I może właśnie dlatego sondaże dają mu gigantyczną przewagę nad lokalnymi konkurentami z PiS.

Bo naprzeciwko siebie Gowin ma Zbigniewa Ziobrę, który byłby świetnym ministrem sprawiedliwości, gdyby ktoś go naprawdę kontrolował. Ktoś inny od Lecha i Jarosława Kaczyńskich, którzy swemu pupilowi pozwalają na wszystko.

Ziobro jest młody, zdeterminowany i miał wszelkie dane ku temu, aby odegrać w Polsce, kraju naprawdę zmęczonym korupcją i bezkarnością bandytów, rolę Giulianiego. Ale żeby nie stał się swoją własną karykaturą, ktoś musiałby go powstrzymać przed odstawianiem jego ulubionych narcystycznych show. Jak choćby ten z długopisem, którym podpisywał rozporządzenie obniżające opłaty notarialne. Show Ziobry trwał ponad kwadrans, a minister był z minuty na minutę coraz bardziej zachwycony swoim własnym występem. W końcu poinformował Polaków, że długopis uszlachetniony dotykiem jego własnych palców przekaże na aukcję dobroczynną. I tak dobrze, że nie był to długopis z papieżem. Ktoś musiałby też Ziobrę powstrzymać przed wysyłaniem prokuratorów, aby przesłuchiwali młodych wolontariuszy PO w samym środku kampanii. W ten sposób dwudziestolatkowie, którzy zamiast wyjechać do Dublina i pracować na zmywaku, zaangażowali się w polską politykę, nawet jeśli nie po właściwej stronie, zostali u progu dorosłości pouczeni, jak fatalnym miejscem jest Polska.

Reklama

Wassermann, który towarzyszy ministrowi sprawiedliwości na krakowskiej liście PiS, na pewno nie będzie Ziobry powściągał. Bo przez ostatnie dwa lata on się z Ziobrą zawzięcie ścigał. Co sprawiło, że służby IV RP nie budzą dziś nadmiernego zaufania obywateli, tak samo jak nie budziły zaufania służby w czasach Lesiaka.
Krakowskie starcie wyborcze pokazuje najlepiej, że to, co złożone w jednej koalicji pracowałoby dobrze, zwrócone przeciwko sobie stało się własną karykaturą. Może dlatego Gowin z popierającymi go Rokitą i Marcinkiewiczem ma dziś tak wielkie sondażowe poparcie. Tak miał przecież wyglądać PO-PiS, na który w 2005 roku zagłosowało dwie trzecie wyborców.