DZIENNIK jako pierwszy pokazał prawdopodobny motyw, którym mógł się kierować biznesmen, ostrzegając Leppera. Chodziło o wielkie pieniądze, które mógł stracić. Krauze wszedł w strategiczną branżę, czyli w poszukiwania ropy w Kazachstanie i Rosji. Interes życia, którym miała być ta inwestycja, okazał się najryzykowniejszym w jego dotychczasowej karierze.

Dla marzenia o tytule szejka zaangażował ogromne środki, które mogły wpłynąć na kondycję finansową całej grupy Prokom. Zrobił to z dziwnymi typami, w tym z podejrzanymi o kontakty z rosyjskim wywiadem, i na podstawie wątpliwej dokumentacji. Nie wiadomo bowiem nawet na pewno, czy na tych działkach w Kazachstanie znajdzie się duża ropa, a jej wydobycie będzie się opłacać. Dlaczego tak ostrożny zwykle biznesmen wszedł na nie swoje pole, gdzie karty rozdają mocarstwa i służby specjalne? Nie wiadomo.

Kiedy interes naftowy zaczął być zagrożony, a koncesje na poszukiwanie ropy zawieszono, Krauze zaangażował się jeszcze bardziej. Zastawił nieruchomości i akcje innych swoich spółek, wziął ogromne kredyty. I tu nasuwają się kolejne wątpliwości. Kredyt dostał z państwowego banku PKO BP, któremu szefuje prawnik z kancelarii zaprzyjaźnionej z prezydentem i obsługującej Prokom.

Dlaczego państwowy bank zaryzykował duży kredyt na wątpliwe przedsięwzięcie na Wschodzie? Czy i kto pośredniczył i pomagał w uzyskaniu tego kredytu? Nie wiadomo. Ale dowodem, że był to ryzykowny kredyt, jest choćby to, że jego połowę PKO przekazał potem do innego banku państwowego.

Koncesje odwieszono, ale biznesmen znalazł się w sytuacji bez wyjścia - musiał doprowadzić sprawy do kolejnego etapu i wprowadzić Petrolinvest na giełdę. Niepowodzenia tej spółki oznaczałoby utopienie zainwestowanych już milionów.

Aktywność biznesowa Krauzego i jego inwestycje na Wschodzie spowodowały też, że znalazł się na celowniku służb. Od wielu miesięcy funkcjonariusze przyglądali się każdemu jego ruchowi. I Krauze czuł ich oddech na plecach. A szpiedzy donosili do firmy informacje, że ABW rozpytuje o Petrolinvest i zakłada podsłuchy.

Był gorący lipiec. Biznesmenowi na niczym tak nie zależało, jak na spokoju wokół niego i jego interesów. Wiedział, że jeśli do mediów przedostanie się informacja, że ABW go sprawdza, wpłynie to na notowania wszystkich jego spółek. A w przedsięwzięcie naftowe w Rosji i Kazachstanie zaangażował już setki milionów.

Reklama

Postanowił zrobić wszystko, by nic nie przeszkodziło w debiucie giełdowym Petrolinvestu. Wykorzystywał wpływy u polityków. Powoływał się na znajomość z prezydentem Lechem Kaczyńskim. Pisał pisma do premiera Jarosława Kaczyńskiego, wychwalając swoje inwestycje naftowe w Kazachstanie.

I nagle 5 lipca wieczorem pojawia się Janusz Kaczmarek, szef MSWiA z informacją - jutro CBA zatrzyma Leppera - co zakładają prokuratorzy. Nie wiemy, jak ocenił tę informację Krauze. Ale niewątpliwie kryzys rządowy w tym momencie mógł się odbić na notowaniach na giełdzie.

ABW bada hipotezę, że Krauze ostrzegł Leppera, by w tym momencie nie było politycznego zamieszania. Krauze przede wszystkim jednak, chiał by nie wypłynęły żadne negatywne informacje o nim lub o którejkolwiek ze spółek grupy, a szczególnie o Petrolinveście.

Rozdmuchano nadzieje inwestorów. I chociaż w prospekcie emisyjnym zaznaczano ryzykowność przedsięwzięcia, działały firmy PR, a w prasie ukazywały się optymistyczne teksty o bogatych w ropę polach w Kazachstanie, na których operuje naftowa spółka Krauzego. Załamanie się tego obrazu oznaczałoby spadek notowań spółek Krauzego, także tych, których akcje są zabezpieczeniem kredytów. A to ściągnęłoby kłopoty finansowe na całą grupę.

Sprawa "przecieku" pojawiła się nagle. Oprócz ABW, biznesmen nagle miał na głowie także CBA. Obie służby sprawdzały, dlaczego spotykał się z posłem Samoobrony, który ostrzegł Leppera. Prokuratura przesłuchiwała go w sprawie spotkania z Kaczmarkiem, dopytując czy od niego dowiedział się o operacji CBA w Ministerstwie Rolnictwa.

Coraz więcej informacji przedostawało się także do prasy, pokazując szerokie kontakty Krauzego w świecie polityki, służb i mediów. Jeżeli oligarcha - jak Krauzego nazywa premier Jarosław Kaczyński - tworzy jakiś układ, to niespodziewanie dla władzy znalazło się w nim wielu ludzi związanych z PiS.