Pewne jest anulowanie zakazu wejścia do lasów i parków. W dalszej kolejności mają być zmniejszane niektóre ograniczenia dotyczące handlu. Przelicznik klientów na kasę w sklepie ma zostać zastąpiony ich przeliczaniem na metr kwadratowy. Podobna zasada ma dotyczyć kościołów. Pozwoli to na pojawienie się w tych miejscach większej liczby kupujących i wiernych. Gdy zamykaliśmy numer, trwały dyskusje, ile mają wynieść te wskaźniki.

Reklama
Jak wynika z informacji DGP, centra handlowe nie zostaną w pełni uruchomione. Jeszcze później odmrożone zostaną drobne usługi, np. salony fryzjerskie. Strategia zakłada maksymalną ostrożność i ma ona zależeć od liczby zakażeń.
Podstawą odmrażania są symulacje zamówione przez rząd. Poznaliśmy część z nich. Pierwsza zakłada, że szczytu zachorowań ‒ przy utrzymaniu obecnych ograniczeń ‒ możemy się spodziewać dopiero na przełomie lipca i sierpnia. Wówczas około miliona osób byłoby nosicielami wirusa w jednym momencie. Później ta liczba zaczęłaby spadać. Na przełomie września i października odporność na chorobę nabyłyby 22 mln Polaków. I to byłby dopiero ten moment, w którym zniesiono by wszystkie pozostałe ograniczenia.
Jak tłumaczy DGP dr Franciszek Rakowski z Uniwersytetu Warszawskiego, współautor modelu przygotowanego na zlecenie rządu, spadek tempa przyrostu nowych przypadków i zgonów pokazuje, że skutecznie udało się na razie doprowadzić do "wypłaszczenia” przebiegu choroby. Jednak nie jest to dowód na to, że można już teraz znieść wszystkie ograniczenia. Gdyby taką decyzję podjęto, wrócilibyśmy do punktu wyjścia. Inne modele, z których korzysta rząd, wskazują, że pik zachorowań może nastąpić nieco wcześniej ‒ w czerwcu.
‒ Zniesienie wszystkich ograniczeń w tym momencie doprowadziłoby do katastrofy: gwałtownego wzrostu liczby zakażonych i zgonów oraz zapaści systemu opieki zdrowotnej ‒ podkreśla w rozmowie z DGP prof. Tyll Krüger z Politechniki Wrocławskiej, który także współpracuje z rządem.
Współpraca Artur Ciechanowicz