Śledczy umorzyli też wszystkie podejrzenia w sprawie przekroczenia uprawnień, dotyczące m.in byłego premiera Leszka Millera i byłej minister kultury Aleksandry Jakubowskiej.

Reklama

Skąd decyzja o umorzeniu? Jak uzasadnili prokuratorzy, przyczyną jest przedawnianie karalności. Ale nie tylko. W uzasadnieniu śledczy napisali, że sprawa i tak musiałaby zostać umorzona, bo trwające od 2002 roku śledztwo nie pozwoliło na ustalenie, kto do "grupy trzymającej władzę" należał - twierdzi gazeta.pl.

Jestem ofiarą prezes Agory

"Sprawa tzw. grupy trzymającej władzę jest polityczną bańką mydlaną, która pod wpływem czasu musiała pęknąć" - mówi PAP adwokat Rywina Piotr Rychłowski. Dodaje, że Rywin podtrzymuje wszystkie swoje wcześniejsze wypowiedzi na temat tej sprawy.

"Jestem ofiarą intrygi prezes Agory, Wandy Rapaczyńskiej. Ktoś mniej naiwny niż ja pewnie przejrzałby tę intrygę. Dlatego wybrano właśnie mnie" - mówł Rywin, który od początku utrzymywał, że jest niewinny.

Reklama

Jak zaczęła się afera

Chodzi o tzw. aferę Rywina. W grudniu zeszłego roku minęło pięć lat od opublikowania przez "Gazetę Wyborczą" tekstu "Ustawa za łapówkę, czyli przychodzi Rywin do Michnika" - ujawniającego całą sprawę. 27 grudnia 2002 r. "GW" napisała "Zapłaćcie 17,5 mln dol. łapówki, to będziecie mogli kupić Polsat - taką propozycję złożył Agorze, wydawcy <Gazety Wyborczej>, producent filmowy Lew Rywin, powołując się na swoje ustalenia z premierem. Rywin obiecał, że niekorzystne dla Agory zapisy zostaną usunięte z ustawy o radiofonii i telewizji. Twierdził, że za jego ofertą stoi <grupa, która trzyma w ręku władzę>. Pieniądze miały wpłynąć na konto firmy Rywina, ale na użytek SLD" - pisała "Wyborcza.

Reklama

Naczelny "Wyborczej" Adam Michnik nagrał rozmowę z Rywinem i poinformował o wszystkim premiera. Leszek Miller doprowadził do konfrontacji Rywina z Michnikiem. Rywin się przyznał.

Lew Rywin nigdy nie powiedział, kto stał za jego propozycją. Składu "grupy trzymającej władzę" nie udało się ustalić też sądom, choć sędziowie nie mieli wątpliwości, że Rywin nie działał sam - pisze gazeta.pl. Gdy w 2004 roku Sąd Apelacyjny w Warszawie skazał go prawomocnie na dwa lata więzienia za pomoc w płatnej protekcji, sędzia Grzegorz Salamon mówił: "Oskarżony nie był autorem przyjścia do Agory, nie był autorem złożonej propozycji, był jedynie pośrednikiem. Nie powoływał się na swoje wpływy, lecz na wpływy innej osoby czy osób".

Według wersji przyjętego przez Sejm raportu z prac komisji śledczaj ds. afery Rywina autorstwa Zbigniewa Ziobry, w skład grupy wchodzili: Leszek Miller (premier), Aleksandra Jakubowska (sekretarz stanu w Ministerstwie Kultury), Lech Nikolski (szef gabinetu politycznego premiera), Włodzimierz Czarzasty (sekretarz KRRiT) i Robert Kwiatkowski (prezes TVP).

Jak przypomina gazeta.pl, minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zaproponował Rywinowi, by powiedział, kto go posłał do Agory. W nagrodę minister miał poprzeć jego starania o ułaskawienie. Rywin jednak z oferty nie skorzystał. Z orzeczonej kary dwóch lata więzienia odsiedział 14 miesięcy bez jednego tygodnia.

Nałęcz uniewinniony

Stołeczny sąd uniewinnił Tomasza Nałęcza, byłego szefa sejmowej komisji śledczej do sprawy Lwa Rywina, od zarzutu pomówienia. Oskarżał go o nie były prezes TVP Robert Kwiatkowski. Uznał, że Nałęcz obraził go w wywiadzie w 2003 r., mówiąc o nim, iż brał udział w "pracach legislacyjnych, (...) którymi w ogóle nie powinien się zajmować", działał za kulisami afery Rywina "w sferze szarości i nieformalności", "ingerował w kwestie politycznej własności mediów", "przeprowadził pozorne reorganizacje w TVP służące tuszowaniu afery Rywina" i szykanował ówczesną dziennikarkę "Wiadomości" Jolantę Pieńkowską.

Nałęcz dodawał, że Kwiatkowski "posługiwał się czysto peerelowską metodą szykanowania ludzi"; że "uczestniczył w grupie związanej z aferą Rywina" i że zachowuje się jak "peerelowski prezes Radiokomitetu".