Raport pułkownika Grzegorza Reszki jest miażdżący dla Macierewicza. Pisze w nim o bałaganie w kadrach Służby Kontrwywiadu Wojskowego i ujawnia, że wymogi dla nowych funkcjonariuszy były więcej niż symboliczne. Oficerem można było zostać po zaledwie 17 dniach kursu.
"To rekord świata" - komentował marszałek Sejmu Bronisław Komorowski. "Ludzi dobierano z przypadku, na zasadzie <Antka szwagra kobity brat>. To gorzej niż za wczesnej komuny, gdzie mówiono: <Nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera>" - mówił wczoraj w TVN 24.
Tymczasem DZIENNIK dotarł do kolejnych szczegółów tajnego raportu. Wynika z niego, że zaliczenia dostawali wszyscy, mimo że wielu kursantów nawet się nie pokazywało na zajęciach.
"Niektórzy nawet nie stanęli przed komisją. Pytania egzaminacyjne dostali faksem i później tą samą drogą odesłali odpowiedzi" - mówi polityk znający raport. Nominacje na pierwszy stopień oficerski, czyli podporucznika wręczał prezydent Lech Kaczyński. Nikt w MON nie weryfikował, czy awanse były uzasadnione.
Z ustaleń Reszki wynika, że Macierewicz, chcąc zerwać więź z likwidowanymi WSI, które uważał za przedłużenie "sowieckich służb", czystych ludzi szukał m.in. wśród policjantów, strażników granicznych, funkcjonariuszy UOP i ABW, ale także cywilów - harcerzy, dziennikarzy, krewnych pracowników IPN oraz swoich współpracowników z poprzednich lat, ludzi po studiach z historii czy psychologii, którzy nigdy nie mieli nic wspólnego z wojskiem.
Co na to były szef SKW? "Wszystkie zarzuty są nieprawdziwe, opierają się na wymuszonych zeznaniach przeprowadzonych m.in. nocą, przedstawiają stronniczy obraz kontrwywiadu, przedstawiający wizję ludzi z rozwiązanego WSI" - powiedział PAP Antoni Macierewicz. Przypomniał też, że na autora raportu - płk. Reszkę - już na początku lutego złożył doniesienie do prokuratury. Zarzucił mu przekroczenie uprawnień, fałszywe oskarżenie i manipulowanie zeznaniami i dokumentami. Tyle tylko, że wcześniej Reszka zawiadomił prokuraturę, że za czasów Macierewicza bezprawnie kopiowano i wywożono setki dokumentów.
Macierewicz wszystkiemu zaprzecza. "Nie jest prawdą, że szukaliśmy kadr wśród harcerzy i dziennikarzy. Tych ostatnich jest tylko dwóch. Zweryfikowano więcej niż 400 żołnierzy. Nawet 900. Na misjach zagranicznych nie było niezweryfikowanych żołnierzy" - twierdzi.
Coś innego mówi szef sejmowej komisji ds. służb specjalnych Janusz Zemke (LiD): "Na zagranicznych misjach są ludzie, którzy nie przeszli weryfikacji. Zgodnie z prawem nie mogą podejmować działań operacyjnych, a muszą to robić. Apeluję do premiera o ograniczenie działań kontrwywiadu z uwagi na zagrożenie życia i bezpieczeństwa oficerów".
Macierewicza wspiera były premier Jarosław Kaczyński. "Odrzucam zarzuty o zatrudnianiu w kontrwywiadzie wojskowym harcerzy i dziennikarzy. Są po prostu śmieszne".
Wątpliwości co do oceny służb kierowanych przez Macierewicza nie ma za to obecny premier. "Kolegium ds. Służb Specjalnych będzie tym miejscem, które oceni poziom spustoszeń, jakich dokonał Antoni Macierewicz, i niech to wystarczy za mój komentarz" - powiedział wczoraj Donald Tusk.