To miała być, jak pisze "Rzeczpospolita", jego reakcja na niektóre materiały o pracy resortów, jakie ministrowie przysłali mu w związku z przygotowaniem raportu na temat 100 dni rządu. Żadnych nazwisk publicznie nie wymienił, ale ogłosił alert w rządzie. Kilku ministrów dostało czas do północy na gruntowne poprawienie swoich raportów.

Reklama

Przed wyjazdem na urlop premier poprosił szefów wszystkich resortów, by przygotowali materiały o bieżących działaniach i najbliższych planach swoich ministerstw. Wyznaczył im termin do 11 lutego. "Kiedy premier wrócił i przejrzał notatki, opadły mu ręce" - przyznaje osoba z otoczenia Donalda Tuska.

Ministrowie mieli przygotowywać raporty według schematu: w pierwszej części opis, w jakim stanie się znajdowały resorty, kiedy je objęli, w kolejnej - co udało im się już zrobić albo rozpocząć, a na końcu - co zrobią w ciągu następnych 300 dni. "Niektórzy zamiast tego sporządzili obszerny spis kompletnie nieważnych ustaw" - twierdzi rozmówca "Rzeczpospolitej".

Wiele resortów zostało jednak przez premiera ocenionych dobrze. Jako pierwszy materiał wysłał minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski. Spisał się też szef MSWiA Grzegorz Schetyna. Dobrą oceną za opanowanie złej sytuacji w resorcie może się też cieszyć minister sportu Mirosław Drzewiecki. Aleksander Grad, szef resortu skarbu, był chwalony za przygotowania prywatyzacyjne. Premier nie miał też zarzutów do ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego.

Reklama

Na cenzurowanym mieli się za to znaleźć między innymi minister zdrowia Ewa Kopacz i szefowa resortu pracy Jolanta Fedak. Nie najlepiej wypadł resort finansów, na czele którego stoi Jacek Rostowski.

"Chodzi o to, by niektórzy koledzy jeszcze raz przejrzeli to, co nadesłali, i przygotowali coś, co będzie się nadawać do prezentacji" - mówi jeden z ministrów. Współpracownik premiera przyznaje natomiast: przez tę sytuację nie wiadomo, kiedy uda się sporządzić raport na 100 dni rządu. "Atmosfera jest, delikatnie mówiąc, niewyraźna" - dodaje rozmówca "Rzeczpospolitej".