Wystarczyła niedzielna przegrana namaszczonego przez Kaczyńskiego Zbigniewa Wassermanna w krakowskich wyborach partyjnych, by jak bumerang wróciła teza, że to Ziobro podkopuje autorytet prezesa partii. Podkopuje, by zająć jego miejsce. Znów przypomina się jego gesty i zachowania pokazujące, że szczyty władzy to jego marzenie.

Reklama

"Marzenie miałem tylko jedno: być ministrem sprawiedliwości. I nadal je mam" - mówi DZIENNIKOWI Ziobro.

Ale byłemu ministrowi sprawiedliwości trudno ukryć, że ma dużo większe ambicje. W Małopolsce jest traktowany jak udzielny książę. Przed głosowaniem do rady regionalnej PiS nawet nie musiał przemawiać. Jego stronnicy i tak bezbłędnie odczytują jego myśli. Po wyborach parlamentarnych Ziobro zaczął się zresztą zachowywać jak politycy z pierwszej ligi, tacy jak Jarosław Kaczyński i Donald Tusk. Nie bierze udziału w porannych programach publicystycznych w radiu.

Dlaczego więc uparcie zaprzecza, że ma jakiekolwiek poważne ambicje polityczne? Bo boi się ścięcia. W rozmowie z DZIENNIKIEM kilka razy podkreśla, że nie można go porównywać z Kazimierzem Marcinkiewiczem. O nim mówi per karierowicz. O sobie: "Lojalny do końca wobec prezesa".

Reklama

"To bieg z przeszkodami, w którym Ziobro jest wyraźnym faworytem, o dwie długości wyprzedza konkurencję, ale jak będzie nieuważny, potknie się, da się prześcignąć i może przegrać wszystko" – tak o wiceprezesie Prawa i Sprawiedliwości mówi jeden z jego kolegów. Na jakim dystansie biegnie Ziobro? Dobrze zorientowani w partii są zgodni: metą jest prezesura PiS i prezydentura w 2015 r.

"Nawet nie wiem, czy będę wtedy w polityce" - kryguje się były minister sprawiedliwości w rozmowie z DZIENNIKIEM.

Ziobro konsekwentnie twierdzi, że w polityce pojawił się nie po to, by działać jako partyjny, ale by zmieniać wymiar sprawiedliwości. Ale w styczniu gorąco zabiegał o to, by Kaczyński zrobił go wiceprezesem. Ostrzegał, że inna decyzja osłabi notowania partii.

Reklama

Wysoka pozycja w PiS ułatwia mu budowanie szeregów z ludzi, którzy albo są jego stronnikami, albo przekonują się, że Ziobro jako prezes to wcale nie taki zły pomysł. Jeden z naszych rozmówców podkreśla ważną cechę Ziobry: "Umie słuchać. To niesamowite, jak zadaje pytania, które wywołują w rozmówcy efekt docenienia".

Ci, którzy są najbliżej Ziobry, to Arkadiusz Mularczyk i Beata Kempa. Oboje zasiadają w komisjach śledczych wymierzonych w ich protektora. Mularczyk w komisji do spraw nacisków politycznych na służby specjalne, Kempa - w komisji badającej okoliczności śmierci Barbary Blidy.

"Nie ma wątpliwości, że dzięki nim Ziobro wie wszystko, co już mają komisje, co zeznają świadkowie" - złości się jeden z posłów Platformy.

Grupa najwierniejszych Ziobrze ludzie jest dość stała. Bo to polityk raczej nieufny. Coraz więcej jest jednak takich, którzy widzą w nim przyszłego szefa. Bo dziś jest on jedynym politykiem PiS, który kojarzy się z jakimś sukcesem. Ale siedem lat to długo. Zwłaszcza że pozycja Ziobry bazuje na popularności, a to ulotny atut.

"Dlatego właśnie schodkiem na drodze do walki o prezydenturę musi być szefostwo partii" - twierdzi poseł PiS. A prezes PiS już myśli o przekazaniu władzy młodszym. "Wybory w 2011 r. to będzie ostatnia bitwa Jarosława. Do tych w 2015 r., a znów będzie kumulacja, partia będzie musiała być zarządzana już przez nowe pokolenie" - przekonuje członek komitetu politycznego PiS. I dodaje: "Wydaje się, że w tej konstrukcji trudno dziś znaleźć alternatywę dla Ziobry".

Jaka to konstrukcja? Zdaniem znanego polityka PiS jej część łatwo dziś przewidzieć. Ziobro jako prezes, Paweł Kowal jako lider środowiska centrowego, a Zbigniew Girzyński – radiomaryjnego. Poseł znający dobrze stosunki w PiS mówi, że już dziś widać, że ci politycy potrafią ze sobą współpracować, choć nie da się ich sklasyfikować jako jednej grupy politycznej. "Wiem, że Ziobro często radzi się dwóch pozostałych" - mówi nam jeden z młodych posłów PiS. Inny przypomina, że to Girzyński wprowadzał Ziobrę w kręgi radiomaryjne. Kowal zaprzecza. Mówi, że nie planuje tak dalekiej przyszłości.

Krakowski polityk PiS śmieje się, że Jarosław Kaczyński ma jeszcze jeden powód, by wskazać właśnie Ziobrę. "Choć młody, postępuje często jak człowiek starej daty. Nie obsługuje komputera" - opowiada.

Ale Ziobro potrafi emocjonować się zdobyczami techniki. Jeden z dziennikarzy obserwował go kiedyś, jak podziwiał ze swoim asystentem terenowe subaru forester jednego z posłów PO. Taki samochód ma już jego młodszy brat Witold. Ten na co dzień pracuje w Parlamencie Europejskim, ale nieformalnie jest najważniejszym doradcą byłego ministra.

Polityk prócz umiejętności musi mieć wielkie szczęście. A tego Ziobrze nie brakuje. Wszedł do rywinowej komisji śledczej i został jej gwiazdą. Szybko zaczął błyszczeć w mediach. Także w Radiu Maryja, bo był jedynym członkiem komisji, którego o. Tadeusz Rydzyk chciał zapraszać.

Jeden z posłów, który spędzał wówczas z Ziobrą dużo czasu, opowiada, jak przyszły minister sprawiedliwości szalał w warszawskich dyskotekach i nocnych klubach. "Imponowało mu, że jest rozpoznawany. W ogóle nie chciał słyszeć o związanych z tym zagrożeniach" - opowiada polityk. Ale skandale omijały go szerokim łukiem.

Nasi rozmówcy doradzają Ziobrze ustatkowanie się. "To idealny czas na rodzinę, bez niej jego ambitne plany mogą spalić na panewce" - przekonuje inny poseł. I mówi: "Zbyszkowi tego potrzeba. Tym bardziej gdy tak jak on marzy się o córeczce".

Ziobro polityk to mieszanka szczęścia i wrodzonego talentu. Opowiada jeden z posłów, który obserwował go w czasie kampanii w 2005 r.: "Ma genialną umiejętność wyciszania się w chwili samotności, jak wygaszacz ekranu, by natychmiast wrócić do aktywności, gdy musi działać".