W piątek szef rządu odwiedził Śląsk. W tym dniu zamieścił wpis na Twitterze dotyczący sytuacji w gastronomii. "Dzięki Tarczy możemy tutaj siedzieć i patrzeć spokojnie w przyszłość" - usłyszałem od właścicieli restauracji. Gastronomia to ważna dziedzina gospodarki i infrastruktura społeczna, wzmacniająca więzi między ludźmi. Korzystajcie ze swoich ulubionych, lokalnych restauracji" - napisał premier. Do wpisu dołączono zdjęcia, na którym szef rządu siedzi przy stoliku z trzema osobami, w bliskiej odległości, bez maseczek. Po tym wpisie, premierowi stawiano zarzuty, że nie przestrzega przepisów mówiących, że w czasie wizyty w kawiarni czy restauracji z obcymi osobami m.in. trzeba zachować odległość 1,5 metra.
Właścicielka restauracji mówi, że w internecie wylała się fala hejtu.
Kiedy urząd wojewódzki zarezerwował stolik, do głowy by mi nie przyszło weryfikować, czy wojewoda może siedzieć z premierem przy jednym stoliku. Nie było w tym żadnej polityki, ja się od 10 lat zajmuję się karmieniem ludzi. Nie prowadzę ankiety, kto, z jakiej jest partii, do nas przyjść może każdy i każdy zostanie obsłużony najlepiej, jak potrafimy. Zapraszam wszystkich, zawsze miło i sympatycznie. Ale teraz zastanawiam się, czy chcę dalej prowadzić restaurację, bo jeśli żyję wśród ludzi, którzy życzą to mi źle, to mi się po prostu odechciewa – mówiła Aleksandra Wróbel, właścicielka lokalu w rozmowie z Wirtualną Polską.
Dowiedziałam się, gdzie mam iść w wulgarny sposób, że wielu ludzi nie zamierza nas już odwiedzać. Od 10 lat nie mam czasu zajmować się polityką, mediami, ale jestem przerażona, że coś takiego dzieje się w polskim społeczeństwie. Nie mam czasu, żeby oglądać telewizję, może nie zawsze jestem na bieżąco. No to teraz już jestem, bo wiem, że można propagować nienawiść do mnie i mojej restauracji – dodała.
Kiedy premier przychodzi do restauracji, to wydawało mi się, że to sympatyczne, niezależnie od tego, z jakiej partii jest. Wydawało mi się, że to nawet dobrze, bo to jakieś potwierdzenie tego, że u nas jest bezpiecznie, że spełniamy wszelkie wymagania. A teraz boję się iść do pracy – mówiła w dla "WP” Aleksandra Wróbel.
Przed ponownym otwarciem spełniliśmy wszystkie zalecenia opublikowane na rządowych stronach: odległość między stolikami, brak serwetek i przypraw na stołach, sztućce podawane tylko bezpośrednio do posiłku. Ale zwróciłam uwagę na to, że tam pojawia się wiele sformułowań typu: "wskazówka", "zalecenie", a nie "obowiązek" – komentowała właścicielka lokalu.
Wróbel zastanawia się też jak weryfikować gości, którzy przychodzą do lokalu, żeby stwierdzić, że ze sobą mieszkają.
Nie wiem, na jakiej podstawie miałabym o to pytać gości. To niezręczne, przecież w grę wchodzi też ochrona danych osobowych. My po prostu nie mamy prawa tego sprawdzać. A jeśli ktoś nie jest z rodziny, to co mamy zrobić? Wyprosić? – pytała w "WP” Aleksandra Wróbel.
To nie są jakieś tajemne wytyczne, które dostali tylko restauratorzy, wiedzą o tym wszyscy. To zalecenie społeczne, takie samo jak to, że stoimy w kolejkach 2 metry od siebie, że zachowujemy dystans, nie gromadzimy się w jednym miejscu. Wydaje mi się, że to przepis, który dotyczy każdego obywatela. Tak do tego podchodzę, ja nie jestem z żadnej służby, żebym miała ludzi sprawdzać. Jeśli przychodzi do mnie trójka młodych ludzi, to może są to studenci, którzy razem mieszkają, może to rodzeństwo, a może nie. Ale czy ja mam narzędzia, żeby to sprawdzać? – dopytywała.
Rzecznik rządu pytany w poniedziałek w TVN24 o tę sytuację powiedział, że na posiedzeniu rządowego zespołu kryzysowego, gdy była omawiana sytuacja związana z gastronomią, była decyzja by zalecenie dotyczące liczby osób, które mogą siedzieć przy stoliku miało "charakter miękki". A ostatecznie - jak mówił rzecznik rządu - zostało wydane przez Głównego Inspektora Sanitarnego w formie zalecenia obowiązującego. Pan premier został przez swoje zaplecze, i ja chciałem za to przeprosić, źle poinformowany, po prostu miało być to zalecenie miękkie (...). Premier z naszej winy nie miał świadomości tego, że to zalecenie ma jednak charakter obowiązujący w myśl przepisów o inspekcji sanitarnej. I za to w imieniu zaplecza premiera chciałem przeprosić - powiedział Müller.
Rzecznik rządu dodał, że obecnie są dwa rodzaje przepisów dotyczących ograniczeń epidemicznych. Pierwsze to rozporządzenia, które są prawem powszechnie obowiązującym wynikającym wprost z ustawy, a "drugą rzeczą" są obowiązujące zalecenia Głównego Inspektora Sanitarnego.
Łukasz Szumowski: Premier powinien być w trochę dalszej odległości, to prawda
Oczywiście władza nie jest uprzywilejowana. Również pani redaktor, gdyby przyszła do mnie do ministerstwa, siedziałaby bez maseczki i ja też bez maseczki. Każdy powinien mieć maseczkę, kiedy spotyka się z drugą osobą. Nie dotyczy to wykonywania swoich obowiązków służbowych - stwierdził w TOK FM minister zdrowia. Premier powinien być w trochę dalszej odległości, to prawda - dodał. Ja bym rekomendował, żeby na to zwracały uwagę osoby, które organizują tego typy spotkania - czy to prezydenta, czy prezydenta Trzaskowskiego, gdzie widzimy, że to zbliżanie się do ludzi jest zbyt bliskie - powiedział.
Michał Wójcik: Tutaj nie było złamania przepisów prawa
Oczywiście, każdy powinien przestrzegać zaleceń, ale tutaj nie było złamania przepisów prawa. Jeżeli to jest zalecenie, to zaleca się. Ja staram się stosować, ale to zależy od każdego jak podejdzie do tego typu sprawy - mówił na antenie Radia ZET Michał Wójcik pytany o premiera w jednej z restauracji. Specjalnie sięgnąłem do rozporządzenia Rady Ministrów. Tam jest napisane tylko ile osób ma być na powierzchni w restauracji – to 4 metry na 1 osobę. Zalecenia dodatkowe są w specjalnych regulacjach, które przedstawia GIS, ale to są zalecenia a nie nakazy – dodaje wiceminister sprawiedliwości.