Sejm zajął się w czwartek wniesionym w środę przez prezydenta projektem ustawy o dodatku solidarnościowym. PiS uważa, że propozycja ta pokazuje, że Andrzej Duda dotrzymuje obietnic. Opozycja zgłosiła poprawki oceniając, że "miała być bomba, w wyszedł kapiszon”.
Prezydent skierował do Sejmu projekt o dodatku przyznawanym w celu przeciwdziałania negatywnym skutkom COVID -19 w środę wieczorem.
Dodatek solidarnościowy ma być - w myśl projektu - świadczeniem przyznawanym maksymalnie przez trzy miesiące w okresie od 1 czerwca do 31 sierpnia 2020 r., a jego wysokość będzie wynosić 1400 zł miesięcznie. Dodatek ma przysługiwać osobom zatrudnionym na umowę o pracę i z którymi umowa o pracę została po 31 marca 2020 r. rozwiązana, albo uległa rozwiązaniu z upływem czasu, na który była zawarta. Projekt zakłada też od września podniesienie zasiłku dla bezrobotnych.
Sejm w czwartek po południu przeprowadził pierwsze czytanie prezydenckiego projektu, następnie przyjęty został w głosowaniu wniosek klubu PiS o natychmiastowe przejście do drugiego czytania tego projektu, bez odsyłania go do komisji. Potem odbyło się drugie czytanie, w którym PiS zgłosił wniosek o niezwłoczne przejście do trzeciego czytania, czyli głosowania. Nie został zgłoszony sprzeciw i głosowanie nad projektem oraz zgłoszonymi do niego poprawkami odbyło się podczas pierwszego z czwartkowych bloków głosowań.
Przedstawiając projekt podczas pierwszego czytania wiceszef Kancelarii Prezydenta Paweł Mucha mówił, że ustanawia on wsparcie dla osób, które utraciły pracę ze względu na kryzys spowodowany przez epidemię, a także na stałe podnosi wysokość zasiłku. Jestem przekonany, że to jest bardzo ważna, istotna ustawa, która polepsza sytuację tych wszystkich osób, które dzisiaj w skutek COVID-19 mają poczucie niepewności czy nie mają możliwości zaspokajania podstawowych niekiedy potrzeb życiowych, bo zostały pozbawione jakichkolwiek dochodów – powiedział Mucha.
Z kolei minister rodziny, pracy i polityki społecznej Marlena Maląg zapewniała o bardzo dobrej współpracy rządu z prezydentem. Jak stwierdziła to wygrana Andrzeja Dudy w 2015 roku pozwoliła na "budowanie Polski plus" m.in. programów 500 plus, Dobry Start, 13. emerytura czy obniżenie wieku emerytalnego.
Trudna sytuacja, w której się znaleźliśmy się i jasne, czytelne instrumenty przygotowane przez rząd dla ochrony miejsc pracy (…) to właśnie działanie naszych tarcz. Dzisiaj możemy powiedzieć śmiało, że ponad 73 mld zł trafiło na to, by ochronić miejsca pracy – mówiła szefowa resortu pracy przywołując działania podjęte w obliczu epidemii koronawirusa.
Według niej, dodatek solidarnościowy to przede wszystkim szerokie wsparcie - 1400 zł netto, a od września zasiłek dla bezrobotnych podniesiony do 1200 zł. Ustawa jest kolejnym instrumentem, który ma wspierać Polki i Polaków, ma ochronić miejsca pracy – podsumowała.
Czyny nie słowa - mówił w debacie nad projektem poseł PiS Sylwester Tułajew (PiS) oceniając, że Andrzej Duda proponując dodatek solidarnościowy dla osób, które straciły pracę w wyniku kryzysu związanego z COVID-19, udowadnia, że jest wiarygodny i dotrzymuje złożonych obietnic. Dodał, że prezydent zauważył potrzebę podwyższenia kwoty dla bezrobotnych i takie rozwiązanie znajduje się w projekcie prezydenckim, poza - jak stwierdził - wieloma innymi istotnym rozwiązaniami.
Szef PO Borys Budka stwierdził, że cieszę się, iż prezydent "kolejny raz sięgnął do dobrych rozwiązań, które Koalicja Obywatelska proponowała już kilkanaście tygodni temu". Cieszę się, że pan prezydent Andrzej Duda wreszcie stara się rozumieć, co to jest prawdziwa solidarność, bo przez ostatnie pięć lat prezydentury Andrzej Dudy słowo solidarność zostało wypaczone – dodał Budka.
Ocenił też, że prezydent „dzisiaj gdy panikuje w obliczu sondaży (…) prezentuje projekt ustawy, który jak w soczewce obrazuje wielką porażkę rządu premiera Morawieckiego”. Przypomniał, że to premier obiecywał, że żadne miejsce pracy nie zostanie utracone, a teraz prezydent musi ratować, to co premier "zepsuł".
Natomiast Adrian Zandberg (Lewica) mówiąc o prezydenckim projekcie stwierdził, że "miała być bomba, a wyszedł kapiszon" i "zwykła, trochę zaległa waloryzacja zasiłku". Zgłosił też w imieniu klubu Lewicy Poprawki zmierzające m.in. do tego, by "choć część osób pracujących na śmieciówkach mogła skorzystać z tego świadczenia" oraz "żeby wysokość dodatku solidarnościowego była 2 080 zł na rękę". Bo pracownicy nie są gorszą grupą niż samozatrudnieni. Z tego musi dać się wyżyć – powiedział Zandberg.
Ponadto Lewica zaproponowała też by wysokość zasiłku dla bezrobotnych wynosiła 50 proc. ostatniego wynagrodzenia. Lewica zaproponowała też, jest wydłużenie do 730 dni czasu, w którym ten zasiłek będzie przysługiwał. Przedłużmy to do normalnych europejskich norm – zaapelował Zandberg.
Z kolei Jacek Protasiewicz (PSL-Kukiz15) ocenił, że propozycja dodatku solidarnościowego jest niczym więcej jak jałmużną. Ogłaszana z takim przytupem propozycja dodatku solidarnościowego jest niczym więcej jak jałmużną. I to jałmużną, która budzi oburzenie również z tego powodu, ile czasu zajęło przygotowanie dość prostego projektu ustawy panu prezydentowi, jak rozumiem we współpracy z rządem – powiedział w debacie nad projektem .
Głos w debacie zabrał również wicepremier, minister kultury Piotr Gliński, który odpierał zarzuty posłów opozycji, że rząd pozostawił ludzi kultury bez wsparcia Jest około 30 form wsparcia dla artystów – powiedział. Wspomniał m.in. o nowym programie resortu kultury "80 mln zł na kulturę w sieci" oraz o tym, że zwiększono stypendia ministra kultury. Dodatkowo, zaznaczył, osoby na umowach cywilno-prawnych, w tym artyści, otrzymały możliwość skorzystania z postojowego w wysokości 2080 zł miesięcznie w ciągu trzech miesięcy.
W ramach naszego budżetu (resortu kultury – PAP) 4 tys. osób już dostało zapomogę w wysokości 1800 zł. Oprócz tego zwiększyliśmy o 35 mln zł w tym roku nasze programy ministra z uwagi na trudną sytuację ludzi kultury. Zwiększyliśmy także do 6,5 mln zł pulę stypendiów ministra – podkreślił wicepremier.