W przyjętej przez Sejm ustawie o ochronie zwierząt ostatecznie znalazł się całkowity zakaz uboju rytualnego z przeznaczeniem na eksport. A to najważniejszy z punktu widzenia gospodarki element nowelizacji, ponieważ polski eksport mięsa halal i koszer (zarówno wołowiny, jak i drobiu) szacowany jest na 2 mld zł przychodów rocznie. Dlatego można spodziewać się, że będzie przedmiotem dyskusji w Senacie, gdzie opozycja chce forsować poprawki odrzucone na etapie prac sejmowych. Jego przyjęcie już wisiało na włosku, gdyż poparł go klub Polskiego Stronnictwa Ludowego i część posłów Prawa i Sprawiedliwości w sejmowej komisji rolnictwa. Zgodnie z nowelą ubój bez ogłuszania ma być możliwy tylko na potrzeby krajowych związków wyznaniowych. Aleksander Dargiewicz, prezes Krajowego Związku Producentów Trzody Chlewnej POLPIG, twierdzi, że nasz rynek nie wchłonie surowca, który był przeznaczony na eksport.
Jeśli nie uda się znieść zakazu, będzie walka o bardziej przejrzysty model rekompensat. Obecnie są one ujęte w ustawie bardzo enigmatycznie – w wysłanym do Senatu dokumencie wspomina się jedynie, że takie rekompensaty będą przysługiwać – bez wskazania mechanizmów ich obliczania. W przeciwieństwie do odszkodowań dla posiadaczy zwierząt cyrkowych, gdzie doprecyzowano, że będzie za nie odpowiadał minister rolnictwa, nie wiadomo, kto będzie ostatecznie odpowiedzialny za wypłatę rekompensat dla eksporterów wyrobów halal i koszer.
W Sejmie upadła poprawka, by odszkodowania dla hodowców stanowiły np. średnią przychodów z ostatnich 10 lat. Przedsiębiorcom bardzo zależy na środkach, choćby na zamknięcie działalności. Przy likwidacji trzeba będzie zapłacić za utylizację i odprawy zatrudnianym pracownikom. W dodatku, jak wylicza Polski Związek Hodowców Zwierząt Futerkowych, warta 7 mld zł branża ma 3 mld zł długu. Pozostaje jeszcze kwestia kosztów przekwalifikowania. ‒ Tracimy wszystko, bo obecnie wykorzystywane urządzenia nie nadają się do wykorzystania w innym biznesie. Bez rekompensaty trudno będzie zacząć nową działalność. Bo i za co – mówi jeden z hodowców, którego rodzina od pokoleń jest związana z sektorem produkcji futer z norek.
Reklama
Pieniądze bez entuzjazmu przyjmą też inni rolnicy. ‒ Rekompensata sprawi, że producenci będą mieli jeszcze przez jakiś czas z czego żyć. Ale to nie ochroni sektora przed upadłością. Ceny mięsa z powodu większej podaży będą spadać, czyniąc biznes nieopłacalnym, co skłoni wielu wytwórców do podjęcia decyzji o likwidacji działalności – twierdzi Aleksander Dargiewicz.
Bardzo kontrowersyjny jest też 12-miesięczny okres, jaki hodowcy zwierząt futerkowych i eksporterzy mięsa z uboju rytualnego mają na zaprzestanie swojej działalności. Przekonują, że jeden rok to za mało, na to potrzeba co najmniej kilku lat, a bez ewentualnego odszkodowania to nawet ponad dekady, by nie stracić dorobku życia. Podobne stanowisko miała część posłów – stąd pomysły na wydłużenie vacatio legis nawet do 10 lat.
Być może kształt zmienią też przepisy dotyczące wejść na posesję organizacji prozwierzęcych, choć one i tak wyszły z Sejmu w bardziej zachowawczej, niż pierwotnie zakładano, wersji – w efekcie animalsi będą mogli interweniować w asyście policji, straży gminnej bądź weterynarza. Na tej podstawie można jednak – do czego przymierzają się kluby opozycyjne – wprowadzić poprawkę zwiększającą dofinansowanie na inspekcje weterynaryjne.
Przedsiębiorcy sceptycznie podchodzą do tego, że Senat cofnie negatywne dla ich branży skutki. ‒ Koalicja Obywatelska i PiS, które mają też większość w Senacie, przesądziły o obecnym wyniku. Nie sądzę więc, by na etapie prac w Senacie coś się zmieniło na korzyść – mówi Witold Choiński, prezes Związku Polskie Mięso. Zresztą, jak dodaje, branże przed zagładą miałoby szansę ocalić jedynie niewejście w życie nowych przepisów. Jego zdaniem stracą przede wszystkim małe gospodarstwa rolne hodujące bydło, gdyż to od nich pochodzi eksport na potrzeby religijne. Zakazanie uboju rytualnego przyniesie rolnikom stratę rzędu 20‒30 proc. dochodów. Witold Choiński dodaje, że negatywne konsekwencje ustawy już widać, choć jeszcze nie weszła w życie. Odbiorcy mięsa przesuwają w czasie realizację kolejnych zamówień, bo wiedzą, że ceny pójdą w dół i gdy poczekają, to zaoszczędzą.
Inni również nie wierzą w pozytywne dla nich zakończenie sprawy. ‒ Patrząc, jak rozłożyły się głosy w Sejmie, nie spodziewam się, że na dalszym etapie prac mogą nastąpić poprawki korzystne dla sektora. Nie zadziała też, myślę, weto prezydenckie – podkreśla prezes POLPIG. Niektórzy deklarują jednak, że będą interweniować u prezydenta. Jeśli ustawa przejdzie przez Senat w takim kształcie, to jako przedstawiciele jednej z największych organizacji branżowych zwrócimy się o jej zawetowanie – zapewnia Dariusz Goszczyński, dyrektor generalny Krajowej Rady Drobiarstwa – Izby Gospodarczej.