Jego zdaniem, mamy do czynienia z prawdziwą eksplozją epidemii i rząd nie wie, jak to się skończy. - Pamiętam, jak przedstawiciele władz jeszcze niedawno twierdzili, że wirus jest w odwrocie, że nie ma się czego bać. Część ludzi w to wszystko uwierzyła, że mamy opanowaną sytuację – skomentował Gość Radia ZET. Przywołał także wypowiedź szefa GIS w wywiadzie Magdaleny Rigamonti dla Dziennika Gazety Prawnej. WIĘCEJ NA TEN TEMAT CZYTAJ TUTAJ>>>
Mówił, że politycy, którzy tak alarmują powinni włożyć sobie lód w majtki. Chętnie bym się dowiedział, czy pan Pinkas już wyjął sobie lód z majtek czy dopiero zamierza go sobie włożyć – mówił były szef rządu.
Pytany przez Beatę o awanturę w Sejmie, dotyczącą noszenia maseczek, Leszek Miller ocenił, że jeżeli posłowie nie podporządkowują się zaleceniom władz, to dają fatalny przykład. - Przybywa ludzi, którzy np. uważają, że ziemia jest płaska. Albo, że nauka musi być podporządkowana wierze. Kryzysy zdrowotne zawsze windowały zwolenników różnych sekt, głosicieli różnych bredni – dodał polityk. Miller zapewnił, że w Parlamencie Europejskim nosi maseczkę. Dopytywany, czy poddał się badaniu na obecność koronawirusa, były premier odpowiedział: Tak, jakieś 2 tygodnie temu. To była moja indywidualna decyzja. Wtedy wszystko było w porządku a czy w tej chwili, to nie wiem. Na wynik czekałem 1 dzień – dodał.
Pytany o to, jak walczyłby z pandemią, gdyby to on był teraz premierem, Miller odpowiedział: Najpierw musiałbym zapoznać się z prawdziwą sytuacją a nie taką, którą podaje się do mediów. Jego zdaniem społeczeństwo nie dostaje prawdziwych informacji nt. liczby zakażeń. Jeżeli jest 3000 zakażeń, a testów jest mało, to należy przypuszczać, że zakażeń jest może nawet 3 razy więcej – skomentował Gość Radia ZET.