Pozwólcie mi zacząć od wyznania. Oczywiście że znam Radka Sikorskiego. Jest moim starym przyjacielem, jednym z wielu jakich mam w Polsce. Omawialiśmy wiele spraw - NATO, Rosji, Ukrainy, Gruzji i - przyznaję - również obrony rakietowej. Czyniłem to samo również z innymi europejskimi liderami. Elementem mojej pracy jest promowanie współpracy transaltantyckiej.

Reklama

Pozwólcie, że postawię sprawę jasno. Nigdy nie próbowałem przekonać Radka do jakichś konkretnych poglądów na temat tarczy przeciwrakietowej. Nie było też żadnej umowy pomiędzy nami na temat tego, co Polska powina lub nie powinna robić dziś lub w przyszłości. Nie odbierajmy w sposób złowrogi czy nietypowy różnicy zdań pomiędzy przyjaciółmi na temat współczesnej polityki. Radek Sikorski jest osobą myślącą samodzielnie. I wie o tym każdy, kto go kiedykolwiek spotkał.

Tym bardziej uważam za dziwne sugestie, że mogłem w jakikolwiek sposób mówić o przyszłej administracji (Amerykańskiej - przyp. red.). Być może powinienem uznać to za schlebiające, że ktoś sugeruje iż dysponuję takimi wpływami. To nieprawda. Oczywiście, jestem Demokratą. Ale nie mówię w imieniu Partii Demokratycznej. Mówię wyłącznie w imieniu własnym. W Stanach Zjednoczonych również mamy bardzo ważne tradycje w dziedzinie polityki zagranicznej. Nie podkopuje ona jednak polityki wewnętrznej. Jako Amerykanin, szanuję tę tradycję. Kiedy Radek i ja rozmawialiśmy o systemie tarczy antyrakietowej, było oczywiste, że opisywałem amerykańską debatę i nie sugerowałem Polsce, co powinna czynić.

Ta plotka krążyła już parę miesięcy temu. Wówczas, zarówno Radek jak i ja, rozmawialiśmy z wysokimi amerykańskimi urzędnikami w Waszyngtonie aby było jasne, że te zarzuty nie są prawdziwe. Pozostają nieprawdziwe również dzisiaj. Cieszę się, że mam możliwość wyprostowania całej sprawy również publicznie.

Reklama

Moje zdanie na temat tarczy antyrakietowej nie jest tajemnicą. Wpiszcie w Google moje nazwisko i temat, a o wszystkim przeczytacie. Osobiście wspieram system obrony przeciwrakietowej, jeśli zostanie stworzony dobrze. Jednak wielu Demokratów wyraża w tej materii wątpliwości i obiekcje. Nie jest zresztą do końca pewne, co przyszły prezydent zrobi w tej sprawie.

Nie trzeba być Clausewitzem, by mieć o tym pojęcie (Carl von Clausewitz był pruskim teoretykiem wojny, generałem i pisarzem - przyp. red.). Można przeczytać o tym w gazetach "Washington Post"czy "New York Times". Chcąc poznać zdanie senatora Obamy, wystarczy odwiedzić jego stronę internetową i przeczytać jego stanowisko.

Spędziłem niemal dekadę swojego życia w latach 90. pomagając Polsce w przyłączeniu do NATO. Za te wysiłki zostałem uhonorowany polskim Krzyżem Komandorskim z rąk innego z moich przyjaciół, Bronisława Geremka. W moim biurze wisi szabla polskiej kawalerii, którą dostałem od byłego premiera Jerzego Buzka. Były prezydent Kwaśniewski urządził przyjęcie, gdy ukazywała się polska edycja mojej książki o rozszerzeniu NATO. Ze wszystkich tych przyczyn, zawsze czułem szczególną więź z Polską.

Reklama

Te zarzuty są niepokojące nie tylko dlatego, że są nieprawdziwe i małostkowe. Nie pokazują szerszego i ważniejszego punktu widzenia. Walczyłem o Polskę w NATO, ponieważ jestem przekonany, że potrzebny jest jak najsilniejszy związek między USA a Europą Środkowo-Wschodnią. Dziś ten związek wymaga naprawy. Sondaże opinii publicznej, również te na zlecenie German Marshall Fund, dowodzą spadku zaufania i poparcia. I problem ten utrzyma się niezależnie od tego, co stanie się w sprawie tarczy antyrakietowej.

Dyskutujmy więc o tym, jak następny prezydent może odbudować strategiczne relacje między Warszawą a Waszyngtonem. To jest poważny problem, nad którym powinniśmy wspólnie rozmawiać.