Reforma służby zdrowia - to główny punkt porozumienia między prezydentem a PiS i SLD. Wetowanie ustaw forsowanych przez Platformę miało zostać przesądzone ostatecznie na słynnym już czterogodzinnym spotkaniu lidera lewicy Grzegorza Napieralskiego z Lechem Kaczyńskim. PO w swoich projektach ustaw chciała, by szpitale przekształciły się obligatoryjnie w spółki prawa handlowego. W ten sposób samorządy mogłyby sprzedawać placówki. I to bez zachowania sobie nawet pakietu kontrolnego. "I co z tego, że opozycja to zablokuje, jak bez niej i tak można to zrobić" - śmieje się jeden z członków władz PO. Jak to możliwe?

Reklama

Pomysł jest prosty. Szpitale na podstawie już obowiązującego kodeksu spółek handlowych mogą się przekształcać w spółki. Wystarczy, że będzie się im to opłacać. A żeby tak było, potrzebne jest właśnie rozporządzenie ministra finansów. Takim dokumentem - twierdzą politycy PO - można wprowadzić zwolnienie szpitali z 22-proc. podatku VAT.

Efekt? Samorządy chętniej je przekształcają, bo dzięki uldze szpitalom zostaje więcej pieniędzy z Narodowego Funduszu Zdrowia. Nawet poseł opozycji Bartosz Arłukowicz z SdPl, członek sejmowej komisji zdrowia przyznaje, że to pomysł realny. I denerwuje się: "Ale to jest rozwiązanie siłowe. Widać Platforma rezygnuje już z polityki uśmiechów".

Służba zdrowia to jednak nie koniec. Według naszych informacji, w rządzie trwają też poszukiwania sposobów, jak samymi rozporządzeniami dotrzymać obietnicy wyborczej zwolnienia wszystkich z abonamentu. Wiceszefowa PO Hanna Gronkiewicz-Waltz przekonuje, że rządzić się tak da i w innych dziedzinach.

Reklama

"U nas jest jakiś fetysz ustaw. Przestańmy wierzyć w ich niesamowitą moc sprawczą. Wiele rzeczy da się zrobić w ramach obowiązującego porządku prawnego" - mówi DZIENNIKOWI prezydent Warszawy. I podaje przykład. "Mamy ustawę o partnerstwie prywatno-publicznym i na razie nic z tego nie wynika, bo nie ma rozporządzeń. Wystarczy je wydać" - tłumaczy Gronkiewicz-Waltz.

Jednak niektórzy członkowie władz PO tak optymistyczni nie są. "Wiecznie tak się rządzić nie da" - mówi jeden z nich. Co więc zrobią, kiedy pomysły na doraźne zmiany się skończą? Oficjalnie politycy PO liczą na to, że swoje ustawy przepchną w ostatnim roku rządów, po wyborach prezydenckich.

O przyspieszonych wyborach myśleć na razie nie chcą. "To byłaby głupota. Już PiS myślało, że może zyskać na wyborach. Jasne jest, że nie tylko nie poprawialibyśmy wyniku, ale stracilibyśmy" - kalkuje jeden z ważnych polityków PO. Wygląda więc na to, że przynajmniej na razie realizuje się scenariusz prezydenta nakreślony w październiku 2006 r. Trwał kolejny kryzys rządowy. Lech Kaczyński miał wtedy powiedzieć Donaldowi Tuskowi i Janowi Rokicie: rząd PO będzie rządził tylko za pomocą rozporządzeń.