Prof. Patyra jest konstytucjonalistą, wykłada na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie.

Dlaczego zdecydował się pan kandydować na Rzecznika Praw Obywatelskich, choć - wszystko na to wskazuje - ma pan niewielkie szanse na wybór? Popierają pana tylko kluby Koalicji Obywatelskiej i Koalicji Polskiej - PSL.

Reklama

Sławomir Patyra: Mam wrażenie, że dotarliśmy do takiego momentu w funkcjonowaniu naszego państwa, że dzisiaj kandydowanie ma sens tylko wtedy, gdy się wygrywa. Mam do tego inne podejście. Uważam, że samo kandydowanie ma w sobie pewną wartość. Zwłaszcza jeśli przy okazji można podzielić się refleksjami na temat tego, jak powinna wyglądać relacja między państwem a człowiekiem. Mam naturę dydaktyka, dzielę się swoimi przemyśleniami ze swoimi studentami, a także z kolegami konstytucjonalistami. Zdaję sobie sprawę, że istnieje duży deficyt w opinii publicznej, jeśli chodzi o wiedzę na temat praw człowieka. A już coś takiego jak niezależność jest dzisiaj trudnym słowem na "n".

Reklama

Jak pan rozumie to słowo na "n" jako kandydat na Rzecznika? Czy tak, że będzie pan interweniował z równym przekonaniem w obronie wszystkich obywateli, niezależnie od ich poglądów? Będzie pan bronił przykładowego narodowca pobitego przez policję po Marszu Niepodległości i młodej dziewczyny biorącej udział w marszu strajku kobiet, znajdującej się w analogicznej sytuacji?

Nie ma to dla mnie znaczenia. Nawet dziś jako dla obywatela nie ma znaczenia to, czy funkcjonariusz policji przekroczył swoje uprawnienia w stosunku do narodowca czy w stosunku do aktywistki lewicowej. Także z tego powodu, że są to etykiety. Które się przykleja ludziom po to, żeby deprecjonować ich działalność. Po drugie nie uważam, żeby kryterium oceny człowieka było to, jakie on ma poglądy, jakie ma preferencje seksualne, jaki ma kolor skóry etc. Oceniam ludzi po ich działaniach, ewentualnie zaniechaniach, które mogą prowadzić do realnie wyrządzonych szkód. Poglądy nie mają dla mnie absolutnie żadnego znaczenia. Taką samą zasadą kieruję się w życiu - mam np. wielu kolegów, którzy są zwolennikami aktualnego procesu zmian ustrojowych. Nawet jeśli zdarzy się, choć w tej chwili to wyłącznie hipoteza, że zostałbym Rzecznikiem Praw Obywatelskich i akurat przyszłoby mi pełnić ten urząd w okresie jakiegoś kolejnego przełomu politycznego, to z równym zapałem jak protestujących w ramach strajku kobiet broniłbym tych obywateli, w stosunku do których w ramach rewanżyzmu próbowano by stosować represje za to na przykład, że obecnie działają metodami nieakceptowalnymi.

Reklama

Mówił pan, że bardzo ceni dorobek Adama Bodnara jako RPO. To jest wzór, do którego będzie pan chciał się odwoływać?

Wyraziłem się, że bardzo cenię Adama Bodnara, ale powiedziałem też to, że pamięć instytucjonalna tego organu, wyrażana i budowana przez wszystkich po kolei Rzeczników od prof. Ewy Łętowskiej do Adama Bodnara włącznie jest dla mnie punktem odniesienia do prawidłowego wykonywania roli Rzecznika Praw Obywatelskich.

Zapowiadał pan konsultacje z ugrupowaniami parlamentarnymi. Podjął już pan jakieś działania w tym kierunku?

S.P.: Chyba źle pan zrozumiał moje słowa. Powiedziałem tylko, że jeżeli byłaby taka sposobność, a któreś z ugrupowań chciało ze mną rozmawiać i dowiedzieć się, jaki mam pogląd na taką czy inną kwestię, to bardzo chętnie się z nimi spotkam i swoje poglądy przedstawię. Jednak jestem daleki od tego, by kolędować po poszczególnych ugrupowaniach i szukać sobie poparcia, bo to jest działalność polityczna. RPO ma określone ustawowo zadania i wydaje mi się, że mądrość zbiorowa reprezentantów narodu jest taka, że będą w stanie sami podjąć prawidłową decyzję w sprawie wyboru Rzecznika, kierując się przesłankami określonymi w ustawie. Nie mam zamiaru nikomu nic obiecywać i z nikim paktować, bo to nie jest tego rodzaju działalność. Jakbym zdecydował się na udział w życiu politycznym, pewnie bym to robił. Ale RPO, choć wybierany przez polityków, politykiem być nie powinien.

Kluczowy dla ewentualnego powołania pana na RPO jest klub PiS. Jak pan zamierza przekonać posłów PiS do siebie, ewentualnie dowieść, w czym jest lepszy od pana Bartłomieja Wróblewskiego? Zresztą to samo dotyczy Lewicy, która popiera kandydaturę Piotra Ikonowicza.

S.P.: Do tej pory rozmawiałem tylko z jednym klubem parlamentarnym, który mnie zaprosił na spotkanie. To był klub Koalicji Polskiej - PSL. Nie miałem jeszcze przyjemności rozmawiać ani z klubem Koalicji Obywatelskiej, ani z pozostałymi klubami. Nie usłyszy pan ode mnie ani jednego słowa na temat pana Bartłomieja Wróblewskiego czy pana Piotra Ikonowicza. Nie wchodzi w grę stawianie sprawy w ten sposób, żeby odpowiadać na pytanie, w czym jestem od nich lepszy. Uważam, że zasady kultury publicznej, która jest dziś trochę w odwrocie, nie pozwalają na to, by wypowiadać się o którymkolwiek z kandydatów. Jeśli miałbym okazję spotkać się z klubem PiS i spróbować go czymś zachęcić do siebie, to tylko tym, co mówię cały czas. Że mam doświadczenie zawodowe, znam się na problematyce praw człowieka, mam doświadczenie w występowaniu przed sądem, jestem po aplikacji prokuratorskiej, więc znam postępowanie organów wymiaru sprawiedliwości także od tej strony. To jest potrzebna wiedza po to, aby ocenić prawidłowość lub nieprawidłowość działań podejmowanych wobec obywateli. Krótko mówiąc, mógłbym zachęcić swoim postrzeganiem relacji państwo-jednostka.