Biznesowa znajomość obydwu panów pełna jest dziwnych przypadków. Ostatni zdarzył się w lutym tego roku. Wtedy to właśnie Sobiecki zasiadł we władzach PKO BP. Jak to się stało, że do liczącej zaledwie siedem osób rady nadzorczej podmiotu kontrolowanego przez skarb państwa trafił dawny wspólnik wiceministra skarbu? Zwłaszcza że resort przeprowadził konkurs, który z założenia miał uniemożliwić kolegom polityków dostanie się do rady?

Reklama

Pod nazwiskiem nikt w ministerstwie nie ma odwagi przyznać, że konkurs był ustawiony. Ale nieoficjalnie osoby znające całą procedurę są bardziej rozmowne. "Z góry ustalono, że jedno miejsce w radzie przypada PSL. A Bury zażyczył sobie, żeby zajął je właśnie Sobiecki" - relacjonuje osoba z kierownictwa ministerstwa. Bury zarzeka się, że nie miał wpływu na tę decyzję kadrową: "Pan doktor nauk ekonomicznych w SGH Roman Sobiecki, tak jak wszyscy kandydaci, zgłosił się do konkursu" - zapewnia.

Ta nominacja do rady PKO BP może być pokłosiem pewnej transakcji sprzed lat, na której ślad natrafił "Newsweek". W 1997 roku PKO BP zainwestował dużą sumę pieniędzy w firmę Agro-technika. Była to niewielka spółka związana z PSL, zajmująca się handlem hurtowym i prowadzeniem giełdy spożywczej. Jej prawdziwym kapitałem byli wpływowi akcjonariusze: Bury (już wtedy poseł Polskiego Stronnictwa Ludowego) i Sobiecki, w tamtym czasie członek gabinetu politycznego PSL-owskiego wicepremiera i ministra skarbu Mirosława Pietrewicza. A to właśnie minister skarbu nadzorował działalność banku PKO BP.

Obaj nabyli akcje Agro-techniki wyemitowane tuż przed wejściem PKO BP do firmy. Zrobili złoty interes, bo były trzy razy tańsze niż te kupione przez bank, za to dające pięć razy więcej głosów na walnym zgromadzeniu. W sumie bank, który wyłożył ponad 3 mln zł, miał w spółce niewiele do powiedzenia.

Reklama

Dziś Roman Sobiecki zarzeka się, że jako urzędnik nie zajmował się PKO BP. Bank twierdzi zaś, że tamten zakup akcji traktował jako inwestycję średnioterminową, i odmawia komentowania swoich poczynań. Zenon Daniłowski, prezes Agro-techniki, zapewnia, że nie pamięta szczegółów transakcji z 1997 roku.Jan Bury nie traci rezonu. "Bardzo dobre pytanie, ale spóźnione o 10 lat" - odpowiada zapytany, czy machinacje z milionami państwowego banku to przejaw przejrzystej polityki w spółkach państwowych. Jednak wiceminister wciąż ma akcje Agro-techniki. Bank również.

Według Małgorzaty Brennek, byłej szefowej polskiego oddziału Transparency International, sprawę powinna wyjaśnić prokuratura. "Jeśli przypuszczenia dziennikarzy okażą się trafne, będziemy mieli do czynienia z typowym przykładem uwłaszczenia się nomenklatury na majątku państwa. To niepokojące, że osobie o tak niejasnych powiązaniach jak pan Bury powierza się funkcję wiceministra skarbu" - uważa Brennek.