Przydacz w poniedziałek w Radiu Zet był pytany o Andżelikę Borys, szefową nieuznawanego przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi (ZPB) oraz Andrzeja Poczobuta, dziennikarza oraz działacza ZPB, którzy od ponad pięciu miesięcy siedzą w białoruskim więzieniu. Odpowiadając przyznał, że kontakt z polskimi działaczami jest utrudniony, gdyż strona białoruska odmawia kontaktu z nimi polskiemu konsulowi.

Reklama

Dochodzą do nas oczywiście informacje, o których nie chciałbym tutaj mówić, ale koncentrujemy się na ich uwolnieniu - zapewnił. Pytany o szanse na uwolnienia Borys i Poczobuta przyznał, że sytuacja staje się bardzo trudna. Przypomniał, że trzech polskich działaczy udało się "przy pomocy działań dyplomatyczno-konsularnych" sprowadzić do Polski.

Będziemy działać w sprawie tych dwóch osób. One są dla nas absolutnym priorytetem. Strona białoruska o tym wie. Mam nadzieję, że instytucje UE i jej komisarze (...) także w tej sprawie mocniej się zaangażują - powiedział. - Mamy do czynienia z osobami, które cierpią tylko dlatego, że są mniejszością, że są Polakami (...), to jest przestrzeń do większej aktywności UE - dodał.

Andrzej Poczobut, członek władz nieuznawanego przez rząd ZPB i dziennikarz, od lat współpracujący m.in. z "Gazetą Wyborczą" i "Telewizją Polonia", jest oskarżany w sprawie karnej o "podżeganie do nienawiści".

W ramach tej sprawy, którą prokuratura generalna zakwalifikowała jako "rehabilitację nazizmu", zatrzymano także szefową ZPB Andżelikę Borys i działaczki Irenę Biernacką oraz Marię Tiszkowską, a także aktywistkę polską z Brześcia Annę Paniszewą.

Biernacka, Tiszkowska i Paniszewa zostały wypuszczone z aresztu, jednak były zmuszone do opuszczenia Białorusi. Postępowania wobec nich nie umorzono.

Poczobut i Borys pozostają w areszcie. Prawdopodobnie odmówili zgody na wyjście na wolność pod warunkiem opuszczenia kraju.