Rau był pytany w Polskim Radiu 24 o słowa naczelnika głównego zarządu wywiadu ministerstwa obrony Ukrainy Kyryło Budanowa, cytowanego w niedzielę przez portal Military Times, że Rosja zgromadziła ponad 92 tys. żołnierzy przy ukraińskich granicach i przygotowuje atak pod koniec stycznia albo na początku lutego przyszłego roku. Przy pytaniu przypomniano słowa prezydenta Lecha Kaczyńskiego z 2008 roku, gdy wraz z przywódcami Estonii, Łotwy, Ukrainy i Litwy udał się do Tbilisi, aby zaprotestować przeciwko rosyjskiej agresji na Gruzję. Powiedział wówczas: "my też świetnie wiemy, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę".

Reklama

Rzeczywiście ten scenariusz zarysowany przez śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego wydaje się nabierać obecnie realnych kształtów. Jeśli chodzi o sytuację wokół Ukrainy, nie jest to informacja pochodząca tylko od generała Budanowa, są to informacje sprawdzone przez stosowne służby państw NATO-wskich, także nasze - powiedział Rau.

Bierzemy to bardzo poważnie pod uwagę zdając sobie sprawę, że polityka Rosji w stosunku do swoich sąsiadów sprowadza się przede wszystkim do rewizji granic, to jest doświadczenie gruzińskie, to jest doświadczenie ukraińskie. Sygnały z Moskwy były takie, że ten proces rewizji granic z Ukrainą nie jest jeszcze zdaniem Rosji zamknięty i dlatego należy liczyć się bardzo poważnie z takim scenariuszem (agresji na Ukrainę) - powiedział szef polskiej dyplomacji.

Presja wokół Ukrainy

Dodał, że żaden wywiad nie jest w stanie ustalić, co byłoby ostatecznym celem Rosji względem Ukrainy, czy chodzi o "brutalną presję wokół Ukrainy" w oczekiwaniu na decyzje polityczne, czy też rzeczywiście chodzi o kolejną rewizję granic lub próbę podporządkowania sobie państwa ukraińskiego.

Według Budanowa atak rosyjski najprawdopodobniej obejmowałby naloty powietrzne, ataki artyleryjskie i pancerne oraz ataki powietrznodesantowe na wschodzie, desanty morskie w Odessie i Mariupolu oraz mniejsze wtargnięcie przez Białoruś. Jak ocenił, przygotowywany przez Rosję atak byłby "znacznie bardziej niszczycielski niż wszystko, co dotychczas zaobserwowano w ramach konfliktu trwającego od 2014 r., w którym zginęło ok. 14 tys. Ukraińców".