Wszystko na to wskazuje, że Prezydent RP w najbliższych dniach podpisze ustawę z 29 września 2022 r. o przedłużeniu kadencji organów jednostek samorządu terytorialnego. W efekcie pięć lat urzędowania lokalnych włodarzy i radnych miałoby się zakończyć nie w przyszłym roku, a dopiero 30 września 2024 r. Oficjalnym powodem ma być niedopuszczenie do kłopotów przy realizacji niemal w tym samym okresie wyborów parlamentarnych i samorządowych.
To niejedyna zmiana, jaką szykują rządzący. W konsultacjach znajduje się projekt ustawy z 5 stycznia 2011 r. - Kodeks wyborczy (t.j. Dz.U. z 2022 r. poz. 1277). Głównym założeniem tych zmian jest budowa Centralnego Rejestru Wyborców (CRW), której podjęło się Ministerstwo Cyfryzacji, na czele którego stoi sam premier. Ma być budowany po wejściu w życie przepisów, co może nastąpić jeszcze w tym roku. Z informacji "Dziennika Gazety Prawnej" wynika jednak, że nowy rejestr pierwsze zastosowanie ma mieć dopiero w 2025 r. przy wyborach prezydenckich.
Wprowadzenie jednego centralnego rejestru wyborców ma usprawnić organizację wyborów, może się jednak okazać, że je utrudni.
Stanowisko Fundacji im. Stefana Batorego w sprawie zmian w kodeksie wyborczym (numer projektu w rządowym procesie legislacyjnym UD457) nie zostawia złudzeń: „pomimo formalnego scentralizowania i ujednolicenia rejestrów wyborców, co samo w sobie jest zmianą pozytywną, gros zadań związanych z obsługą rejestru ma spoczywać nadal na gminach i wójtach jako organach wykonawczych gmin”. Samorządowcy z całej Polski będą musieli więc dbać o to, by te dane były aktualne, a także dopisywać i skreślać wyborców z listy w danym obwodzie oraz sprawdzać, czy osoba wnosząca o ujęcie jej w danym obwodzie głosowania spełnia warunki stałego zamieszkania pod adresem wskazanym we wniosku, oraz zajmować się wydawaniem i doręczaniem decyzji w tych sprawach, rozpoznawaniem reklamacji i przekazywaniem skarg do sądu.
Informatyzację i wprowadzenie centralnego rejestru można więc, zdaniem Fundacji im. Batorego, uznać za pozorne działanie, skoro wszystkie zadania związane z obsługą systemu nadal będą spoczywały na gminach. Aby osiągnąć ten cel, wystarczyłoby jedynie zmodernizować, ujednolicić i ulepszyć obecny system teleinformatyczny, służący prowadzeniu rejestrów wyborców i przepływowi danych między gminami.
Fundacja pyta też o uzasadnienie do tego, aby trzej ministrowie: cyfryzacji, spraw wewnętrznych i administracji oraz spraw zagranicznych, mieli dostęp do nowej centralnej bazy wyborców jako administratorzy danych osobowych wyborców. Jej zdaniem warto zwrócić tu uwagę na zalecenia Komitetu Ministrów Rady Europy dla państw członkowskich w sprawie prawnych, praktycznych i technicznych standardów głosowania elektronicznego. Postuluje się w nich m.in., by „jedynie osoby powołane przez organy wyborcze” miały dostęp do centralnej infrastruktury, serwerów i danych elektronicznych. Wystarczyłoby więc, aby dostęp do Centralnej Ewidencji Wyborców mieli przedstawiciele Państwowej Komisji Wyborczej.
Także samorządowcy, których DGP zapytał o nową ewidencję, mają mieszane uczucia na temat proponowanych zmian. Część z nich potwierdza, że być może będą mieć mniej pracy przy rejestracji wyborców, a inni mówią wprost, że taka zmiana niesie za sobą wiele zagrożeń.
Jeden zamiast wielu
Autorzy projektu przekonują, że wskutek stworzenia jednego systemu pracownicy samorządowi będą mieć mniej pracy, a przy okazji wykluczone zostaną nieprawidłowości. Bardzo krótki czas na weryfikację danych wyborców zgłaszających wniosek o możliwość głosowania w innym obwodzie rodzi ryzyko nieuprawnionego głosowania w dwóch miejscach.
Samorządowcy przyznają, że utworzenie jednego elektronicznego systemu być może ułatwi im pracę, ale mają wiele wątpliwości i zastrzeżeń.
- Zaplanowane parametry wydajnościowe mogą okazać się niewystarczające. Chodzi przede wszystkim o maksymalną liczbę użytkowników pracujących w systemie. Obecnie została ona wskazana na poziomie 3 tys. osób. Biorąc pod uwagę to, że w Polsce jest ok. 2,5 tys. gmin, to oznacza de facto możliwość pracy w systemie jednej osoby z każdej gminy - zauważa Marcin Masłowski, rzecznik prasowy prezydenta Łodzi.
- W rzeczywistości liczba osób, które będą korzystać z systemu w jednej gminie, jest uzależniona od wielkości takiej gminy. W naszym przypadku jest to ok. 80 osób. Biorąc pod uwagę to, że praca w systemie w trybie wyborczym jest zawsze o wysokim współczynniku jednoczesności, należy zakładać, że w danym czasie w systemie w momentach kluczowych będą pracowali niemalże wszyscy użytkownicy jednocześnie - dodaje.
Chcą zmian
A pracy przy wyborach samorządowcy mają zwykle bardzo dużo, szczególnie z osobami, które chcą głosować nie tam, gdzie są zameldowane.
- Projekt nie przewiduje znaczących zmian w procedurze wpisania na wniosek do rejestru wyborców. W związku z systematyczną deprecjacją meldunku i możliwością załatwienia spraw na niemal ostatnią chwilę organy gmin, a w szczególności największych ośrodków miejskich, staną przed wyzwaniem obsłużenia przed wyborami samorządowymi dużej liczby wniosków o wpisanie do rejestru wyborców. Istnieje realne ryzyko, że pozostawienie obecnych rozwiązań spowoduje, że gminy nie zdążą z dopisaniem do rejestru przed dniem wyborów - wskazuje Bartosz Pelczarski, dyrektor wydziału spraw obywatelskich i uprawnień komunikacyjnych urzędu Miasta Poznania.
- Wpisanie do rejestru wyborców na wniosek wiąże się z koniecznością sprawdzenia przez urząd, czy wyborca spełnia warunek stałego zamieszkania na obszarze gminy i wydania stosownej decyzji. Tylko u nas z takim wnioskiem może wystąpić nawet 40 tys. osób, z czego zdecydowana większość w okresie od 3 do 1 tyg. przed dniem wyborów, a ponad 90 proc. wniosków wpływa elektronicznie. W takim przypadku wyborca jest przekonany, że samo złożenie wniosku gwarantuje możliwość głosowania w danej gminie. Może się okazać, że wyborca, który złożył wniosek w terminie, nie będzie mógł zagłosować, bo urząd nie będzie w stanie rozpoznać jego wniosku - przekonuje Bartosz Pelczarski.
Część samorządowców ma nadzieję, że jeszcze na etapie projektu uda się wprowadzić dodatkowe zmiany.
- W projekcie mogłaby się znaleźć możliwość wygenerowania zaświadczenia o prawie do głosowania np. w aplikacji mObywatel, weryfikowanego przez komisję wyborczą i w konsekwencji dezaktywowanego np. za pomocą kodu QR. W dalszym ciągu konieczne będzie udanie się po takie zaświadczenie do urzędu gminy - zaznacza Tomasz Popiołek, dyrektor wydziału spraw administracyjnych Urzędu Miasta Krakowa.