Zmiany w przepisach to efekt sierpniowej wizyty Donalda Tuska w Afganistanie. Wojskowi żalili się wówczas premierowi, że po masakrze w Nangar Khel - po której prokuratura oskarżyła sześciu żołnierzy o zabójstwo cywilów, za co grozi im dożywocie - pozostali boją się używać broni.
MON dostał zielone światło od Tuska, by szybko zmienić przepisy. Same zasady użycia broni się nie zmieniają, zmieniają się natomiast zasady meldowania o użyciu broni.
Żandarmeria wojskowa ma nie sprawdzać tak restrykcyjnie każdego oddanego strzału. Jak informuje nas teraz MON, nowe przepisy „zdejmują z dowódców kontyngentów obowiązek każdorazowego meldowania o przypadkach użycia broni przez żołnierzy, ograniczając go jedynie do okoliczności, w których wystąpiły ofiary w ludziach i straty w sprzęcie”.
Tyle, że na razie nowe przepisy funkcjonują tylko na papierze w Warszawie, bo wojsko w Afganistanie nic o nich nie wie. Rzecznik kontyngentu mjr Paweł Zaganiaczyk powiedział DZIENNIKOWI, że zasady meldowania o użyciu broni wcale się nie zmieniły. Tłumaczy, że żołnierze, jak dawniej muszą meldować o użyciu broni zarówno wtedy, gdy są ofiary i szkody w mieniu, jak i wtedy, gdy ich nie ma.
"W obydwu przypadkach każdy żołnierz używający broni musi zameldować to przełożonemu. W każdym przypadku sprawę bada żandarmeria oraz prokurator wojskowy" - mówi major Zaganiaczyk. Czyli w Afganistanie jest nadal „po staremu”.