Nieoczekiwany wzrost poparcia dla Konfederacji wywołał niemałe zaskoczenie wśród komentatorów. Dlaczego nieźle wykształceni i dobrze zarabiający młodzi mężczyźni chcą głosować na partię, w której programie znajdują się rozwiązania dalekie od standardów przyjmowanych w Europie? No cóż, powinniśmy być raczej zaskoczeni ich zaskoczeniem...
Normalizowanie programu Konfederacji ma przecież długą historię. Powszechny dosyć pogląd, według którego jej politycy może i mają ekstrawaganckie poglądy na kwestie obyczajowe, ale są za to racjonalni w tematach gospodarczych, nie wziął się przecież znikąd, a – skądinąd elokwentni – politycy tej partii sami sobie łatki „fachowców i ekspertów” nie przykleili.
Balcerowicz nie mówi „nie”
Po pierwszej turze ostatnich wyborów prezydenckich uznawany za nadzieję środowisk progresywnych Rafał Trzaskowski stwierdził, że "jeśli chodzi o wolność gospodarczą, mamy (z Krzysztofem Bosakiem – red.) w większości takie same poglądy". Zapewne Trzaskowski tak naprawdę nie miał pojęcia, jakie są pomysły gospodarcze tego środowiska, tylko puścił oko do elektoratu Bosaka.
Przy okazji jednak dał sygnał własnym wyborcom, że oddanie głosu na Konfederację także może się mieścić w ramach nowoczesnego, liberalnego światopoglądu. Partia Tuska może za to zapłacić w najbliższych wyborach, gdyż odpływ części wolnorynkowo nastawionych wyborców KO do ugrupowania Bosaka i Mentzena jest całkiem prawdopodobny.
CZYTAJ WIĘCEJ W ELEKTRONICZNYM WYDANIU MAGAZYNU "DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ">>>