Stoły oraz krzesła w restauracji sejmowej świecą pustkami. Podobnie pamiętające jeszcze czasy schyłkowego PRL okrągłe stoliki i niewygodne foteliki w znajdującym się tuż obok legendarnym barze Za Kratą. - Rzeczywiście zrobiło się jakoś pustawo - mówi poseł PO, który w piątek pytaliśmy o frekwencję w sejmowej restauracji.
>>> Oto najsłynniejsze alkoholowe wybryki posłów
Poprzedni najemca sejmowych lokali, firma Impel z Wrocławia, zrezygnowała z prowadzenia baru i restauracji. Teraz prowadzi je restauracja Hawełka, która zmonopolizowała całe sejmowe żywienie (prowadzi już restaurację i bar w budynku sejmowym graniczącym z salą obrad). Jednak w nowo przejętych lokalach nie może na razie sprzedawać nawet piwa, bo nie ma jeszcze koncesji.
Jak na brak alkoholu w sejmowej restauracji reagują parlamentarzyści? - Nawet tego nie zauważyłem. Czy jest, czy nie ma, mi to nie przeszkadza - mówi nam Marek Biernacki z PO. Z bywania w hotelowej restauracji nie zrezygnuje. - W piątek miałem tam kilka spotkań i będę się nadal umawiał - deklaruje.
- Nowy najemca? Myślę, że piwo w menu powinno się znaleźć - uważa Eugeniusz Kłopotek z PSL. Jednak jego zdaniem imprezy w hotelu sejmowym od lat są znacznie spokojniejsze niż w latach 90. - Wtedy na pierwszym piętrze był czynny minibarek, gdzie niektórym zdarzało się zapomnieć o świecie i bywało naprawdę głośno - wspomina Kłopotek.
Z kolei według naszego rozmówcy z PiS posłowie w hotelu uspokoili się po tym, jak niektóre ich wybryki zostały nagłośnione przez media. - Teraz ci bardziej imprezowi wolą wyjść na miasto lub zamknąć się w pokoju hotelowym - przekonuje.
A imprez parlamentarnych było sporo. To w restauracji poseł SLD i szef Krajowej Partii Emerytów Tomasz Mamiński krzyczał „Heil Hitler" do austriackiego dziennikarza, to przed barem Za Kratą posłanka SLD Małgorzata Ostrowska śpiewała politykom PO i PiS, którzy w 2005 roku próbowali sklecić koalicję "Oto idzie pierwsza para".
To wreszcie w hotelowym nocnym minibarku na piętrze pewien poseł, który popularność zdobył przed laty, występując w serialach, czasem tak potrafił się upić, że mając kłopoty z wysiedzeniem na krześle, przesiadał się na podłogę.
- Nie ma się czemu tak bardzo dziwić, przecież na Wiejskiej spotykamy się z kolegami z całej Polski i po takim spotkaniu nie trzeba wracać do domu - tłumaczy jeden z parlamentarzystów pytany o fenomen sejmowych restauracji.