Kilka tygodni temu jedna z biesiad zorganizowanych przez Matusznego zakończyła się interwencją straży marszałkowskiej - dowiedział się "Wprost". Zanim do tego doszło, po korytarzach hotelu poselskiego niosły się głośne śpiewy: "Ura, ura, ura! My kulturnyj narod, my wraga nie boimsa. Na boj, na boj, na boj!" oraz "Iwona Arent naszym przyjacielem jest".
>>> Posłowie zostali bez alkoholu
"Straż marszałkowska rzeczywiście u mnie była. Zaczęło się tak, że mieliśmy coś do obgadania i wpadło do mnie kilka osób. Potem przyszło parę następnych i spotkanie się przeciągnęło, ale to był jednostkowy przypadek" - zapewnia "Wprost" poseł Matuszny.
"Ze mnie nic pan nie wyciągnie. Proszę nie wypytywać o prywatne sprawy" - ucina Iwona Arent. Również Jacek Kurski tematu nie chciał rozwijać.