Związkowcy zmienili zdanie i już nie chcą manifestować 4 czerwca pod pomnikiem Poległych Stoczniowców w Gdańsku. Tak zdecydował wczoraj zarząd regionu gdańskiego NSZZ "Solidarności". Ale to nie znaczy, że związkowcy nie pojawią się tego dnia pod stocznią. Zamiast demonstracji, w której miało wziąć udział 1,5 tys. osób, planują ogólnopolski pokojowy wiec dla 10 tys. A wcześniej - mszę świętą.
Po południu do Urzędu Miasta Gdańska wpłynęło pismo od gdańskiej "Solidarności". Związek informuje w nim, że planuje "pokojową demonstrację, która ma na celu oprócz uczczenia pamięci pierwszych wolnych wyborów także protest przeciw próbie likwidacji stoczni i łamaniu praw pracowniczych".
Przed wiecem zostanie odprawiona msza. To także pomysł stoczniowców. Pomógł metropolita gdański abp Sławoj Leszek Głódź, którego związkowcy poprosili w piątek o zorganizowanie nabożeństwa. Wyszło jeszcze lepiej, niż się spodziewali, bo mszę poprowadzi prymas Józef Glemp. W niedzielę na uroczystościach ku czci św. Stanisława w Krakowie abp Głódź spotkał się z prymasem i poprosił go o przewodniczenie mszy. Prymas się zgodził.
>>>Czy przesunąć mszę specjalnie dla Tuska?
Na mszę, która ma się zacząć w południe, nie dotrze premier Donald Tusk. W tym czasie będzie jeszcze w Krakowie na szczycie państw Grupy Wyszehradzkiej. Rzecznik rządu Paweł Graś pytany, czy premier zwróci się do abp. Głodzia o przesunięcie godziny mszy, powiedział, że "chyba zrobi to prezydent Gdańska".
Jak wynika z naszych informacji, Paweł Adamowicz rzeczywiście ma rozmawiać z arcybiskupem, ale wcale nie o przełożeniu mszy na później. Antoni Pawlak, rzecznik prezydenta Gdańska, nie pozostawia złudzeń: "Skoro po mszy planowane są jeszcze wystąpienia prezydenta Lecha Kaczyńskiego i szefa NSZZ <S> Janusza Śniadka, a potem manifestacja, to nie wiem, jak się wyrobimy. Najpóźniej o 15 muszą być ustawiane barierki na koncert, na który wybiera się nawet 100 tys. ludzi. Jeżeli będzie mowa o przesunięciu, to na wcześniejszą godzinę" - mówi DZIENNIKOWI Pawlak.
Planowana msza ostatecznie przesądziła, że na Wawelu nie będzie prezydenta, mimo że rząd zapewnia, że Lech Kaczyński zostanie oficjalnie zaproszony. "Prezydent nie ma sobowtóra. Nie rozdwoi się. Głównym punktem uroczystości 4 czerwca jest msza święta o godz. 12, w której będzie uczestniczyć" - mówi nam bliski współpracownik Lecha Kaczyńskiego.
A wiceszef prezydenckiej kancelarii Władysław Stasiak apeluje do Tuska, by polityczną część uroczystości przeniósł z powrotem do Gdańska. I składa ofertę: prezydent może mediować między premierem a związkowcami. "Lech Kaczyński reprezentuje obóz polityczny, który sprawił, że w tym dniu będą manifestacje, więc z jakiej racji miałby mediować?" - ripostuje Rafał Grupiński, minister w kancelarii premiera.
>>>To krasnoludki rozpoczną obchody 4 czerwca!
Rząd nie zmienia zdania i w trybie ekspresowym szykuje szczyt na Wawelu. Osoby związane z tymi przygotowaniami przyznają, że na razie panuje chaos. "Wie pani, jak to jest zorganizować międzynarodowy szczyt w dwa tygodnie?" - irytuje się jeden z naszych rozmówców zbliżony do resortu kultury.
Pierwsze skutki już widać. W TVN 24 Tadeusz Mazowiecki przyznał, że na razie nie otrzymał zaproszenia na Wawel. "Rozesłaliśmy je w zeszłym tygodniu do wszystkich byłych premierów, marszałków sejmu, senatu. Pewnie jeszcze nie doszły" - tłumaczy nam jeden ze współpracowników premiera.