Aneta Kłoczewiak: Co raz częściej dowiadujemy się, że prominentni politycy i urzędnicy mają w swoich życiorysach "neonazistowskie" epizody. Co pana zdaniem należy z tą wiedzą robić?
Ryszard Kalisz*: Niewątpliwie trzeba o tym mówić i pisać bardzo krytycznie. Z resztą, to właśnie robią media. Ale nie zapominajmy, że każdy ma prawo weryfikować swoje poglądy, zmienić zdanie. Nie jestem zwolennikiem wyciągania i wypominania komuś zdarzeń sprzed 20 lat bez odniesienia do teraźniejszości.
Teraz na świeczniku jest Michał Kamiński, ale w jego przypadku burzą się przede wszystkim Brytyjczycy. Od kiedy został szefem frakcji konserwatywnej w PE nie schodzi z czołówek gazet i nie są to pochlebne artykuły..
W moich oczach Kamiński zrobił ogromny postęp, niewątpliwie się rozwinął. Te "neonazistowskie" epizody traktowałbym w jego przypadku jako wybryk młodości. Należy raczej oceniać to, co robi i mówi dzisiaj, czy generalnie w ostatnim czasie.
Więc "wybryki młodości" nie niosą z sobą żadnych konsekwencji?
Konsekwencje może wyciągnąć tylko opinia publiczna, wyborcy. Każdy ma prawo do własnych poglądów niezależnie od tego jakie są. Przynajmniej dopóki nie przeradzają się w czyny, które mogłyby zagrażać chronionym dobrom. Co innego, gdyby były to jakieś nawołujące do nazizmu struktury polityczne, wtedy w grę wchodzi już prawo.
Ryszard Kalisz* - poseł SLD