Dlaczego? Korzystając z tego, że – jako pracownik serwisu – miał dostęp do danych użytkowników, sprawdził jej lokalizację i domyślił się, do którego hotelu się przeniosła. Pokusa, którą stwarzała mu możliwość dostępu do informacji o dowolnym członku sieci społecznościowej, okazała się zbyt duża, by z niej nie skorzystać.
Nie jest to jednostkowa historia – w książce „Brzydka prawda. Kulisy walki Facebooka o dominację” dziennikarki Sheera Frenkel oraz Cecilia Kang ujawniły kilka podobnych przypadków. Opisują np. historię pracownika, który uzyskał dostęp do prywatnych rozmów dziewczyny na FB, gdy ta przestała mu odpisywać po pierwszej randce. Na podobne pokusy miało być wystawionych ok. 16 tys. zatrudnionych w Facebooku – to programiści odpowiedzialni za projektowanie serwisu.
Śledzenie użytkowników zakończyło też kariery czwórki pracowników innego medium społecznościowego – TikToka. Kiedy się okazało, że do mediów wyciekły poufne informacje dotyczące firmy, w serwisie zaczęły się gorączkowe poszukiwania źródła przecieku. Jak wyjaśniały potem władze spółki, grupa pracowników uzyskała dostęp do danych dziennikarzy serwisu BuzzFeed i gazety „The New York Times”, by prześledzić, z kim ci się kontaktują. I tak dotarto do sygnalisty.
CZYTAJ WIĘCEJ W ELEKTRYCZNYM WYDANIU "DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ">>>
Na razie to o nie może potknąć się cały społeczny konsensus wokół cyfryzacji. Tylko dlatego, że – niczym dwudziestoparoletni programista – minister nie mógł powstrzymać ciekawości. Choć przecież nawet dziecko wie, do czego jest ona pierwszym stopniem. ©Ⓟ