Kilka dni temu premier Mateusz Morawiecki przyznał, że "zawsze popierał kompromis aborcyjny sprzed 30 lat". Natomiast w poniedziałek przedstawił propozycje zawarte w Dekalogu Polskich Spraw, obejmujące m.in. bon rodzicielski dla rodzin borykających się z problemami prokreacyjnymi. Na pytanie, czy bon obejmie procedurę in vitro, premier odpowiedział, że jest to "pewnego rodzaju otwarta oferta dla innych partii politycznych, aby znaleźć wspólny mianownik".
W kontekście tych sprzecznych i odległych od wcześniejszej polityki PiS sygnałów rozmawialiśmy z dr Maciejem Onaszem, politologiem z Katedry Systemów Politycznych Uniwersytetu Łódzkiego.
Aneta Malinowska, Dziennik.pl: Czy po ostatnich wypowiedziach Mateusza Morawieckiego dotyczących m.in. aborcji albo in vitro możemy mówić o rozłamie w PiS-ie?
Dr Maciej Onasz, politolog: Rozłam to jeszcze za wcześnie. Na razie Mateusz Morawicki dostał misję "mission impossible", choć może to mało powiedziane, bo ta filmowa skończyła się sukcesem, a tu mamy do czynienia z misją, która nie może się udać, czyli, stworzenie rządu. W związku z tym on teraz jest w stanie obiecać i powiedzieć niemalże wszystko.
Zakaz in vitro, jak i aborcja to przecież flagowe postulaty PiS w poprzednich kadencjach…
Oczywiście. Doskonale pamiętamy, jeżeli chodzi właśnie o in vitro, to był to jeden z projektów osadzonych wręcz "w kręgosłupie" PiS-u. Partia Kaczyńskiego wcześniej wyraźnie dążyła do ograniczenia i nawet karania za in vitro, uznając je za niezgodne z ich światopoglądem i naukami Kościoła. Nawet porównywali zabieg do eutanazji. Więc teraz to, co robią w tym temacie, jest skrajnie niewiarygodne. Podobnie, jak niedawno mogliśmy usłyszeć, że nagle część PiS-u to zwolennicy kompromisu aborcyjnego…być może, tylko nie dali temu wyrazu przez ostatnie osiem lat. Wręcz przeciwnie, to oni ten tak zwany kompromis aborcyjny podeptali.
Jak zatem powinniśmy rozumieć słowa premiera Morawieckiego?
Na kilka sposobów. Na pewno jako poszukiwanie jakiejkolwiek szansy, na uzyskanie większości w Sejmie, coi tak jest skazane na porażkę. Nie sądzę jednak abyśmy już teraz mogli mówić o jakimś nowym otwarciu. Na to jeszcze jest za wcześnie. Obecnie raczej widoczne jest potęgowanie chaosu wewnątrz PiS-u niż próba przedstawienia spójnego planu na przyszłość.
Czy podążanie w kierunku liberalizacji poglądów byłoby dla PiS-u opłacalne?
Pewnie, tak. Można zadać pytanie, dlaczego to nie zostało zrobione wcześniej. Jednym z głównych zarzutów wobec partii jeszcze przez kilka tygodni rządzącej, było to, że ciągle zbliżali się do skrajnej prawicy, zaniedbując centrum polityczne oraz bardziej umiarkowanych wyborców. Skutkiem tego było to, że twardym elektoratem nie da się wygrać wyborów, co pokazał październik. Sam pomysł z perspektywy strategii politycznej wydaje się słuszny, ale jest jeszcze za wcześnie, zwłaszcza że te przekazy nie pochodzą z Nowogrodzkiej, ale są inicjatywą Morawieckiego. Dlatego też nie chciałbym pochopnie wiązać tego z jakąś istotną zmianą czy nowym kierunkiem polityki PiS.
Rebranding PiS to pierwszy krok do nowego otwarcia?
Nawiązując do strategii PiS-u, zmian i Nowogrodzkiej… Z kręgów kierownictwa tej partii dochodzą informacje o planach związanych z rebrandingiem. Czy to dobry pomysł i kierunek dla tak konserwatywnej partii, jaką jest PiS?
To może stanowić pierwszy krok w kierunku nowego otwarcia. Owszem, rebranding może być korzystny, ale trzeba też zdawać sobie sprawę, że sama zmiana szyldu nie jest cudownym lekarstwem i sama w sobie nie przyciągnie nowych wyborców. Przy tego rodzaju zmianach zawsze pojawia się wyzwanie związane z utrzymaniem poparcia dotychczasowych wyborców. W tym przypadku zmiana nazwy z PiS na przykład na Zjednoczona Prawica byłaby pewnym ruchem blokującym potencjalne wewnętrzne rozłamy i działającym na rzecz konsolidacji środowiska, co jest kluczowe dla obozu Kaczyńskiego.Rebranding nie rozwiąże wszystkich problemów, ale należy również przyznać, że wprowadzenie pewnych zmian w podejściu do kontrowersyjnych kwestii, takich jak aborcja, in vitro czy zmiany ustrojowe, łatwiej jest zrealizować w trakcie procesu rebrandingu, szczególnie gdy łączy się to z jakimś nowym układem organizacyjnym, na przykład poprzez przyłączenie nowego środowiska politycznego. W takim przypadku zmiany te mogą być bardziej akceptowalne dla żelaznego elektoratu i mogą przebiec łagodniej.